Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Surowa droga do nieba

Izabela A. KOLASIŃSKA
Klasztor ojców kamedułów w Bieniszewie otwiera swoje bramy dla wszystkich wiernych raz do roku – 8 września, w odpust Matki Bożej Siewnej. To jedyny w Wielkopolsce kamedulski erem.

Klasztor ojców kamedułów w Bieniszewie otwiera swoje bramy dla wszystkich wiernych raz do roku – 8 września, w odpust Matki Bożej Siewnej.
To jedyny w Wielkopolsce kamedulski erem. Żyje w nim siedmiu zakonników oddających się wyłącznie modlitwie i pracy – w milczeniu i samotności.

Pierwszy budzi się w Bieniszewskiej Puszczy drozd. Jest 3.00 nad ranem, gdy zaczyna śpiewać. Pół godziny później można już usłyszeć kukułkę. Kiedy minie kolejny kwadrans, początek nowego dnia oznajmia bicie dzwonu w klasztorze ojców kamedułów, schowanym przed światem w sercu puszczy. Potem jeszcze kilkakrotnie zwołuje pustelników na modlitwę. Dzień rozpoczyna godzina czytań w chórze za ołtarzem. Potem jest jutrznia, msza św., tercja, seksta, Anioł Pański, nona, różaniec, nieszpory, litania loretańska, znów Anioł Pański i kompleta. Drugi, mały dzwon słyszą już tylko zakonnicy. Dwadzieścia uderzeń rozlega się na początek i koniec pracy. Kameduli są wierni benedyktyńskiej zasadzie: ora et labora. Módl się i pracuj. Właśnie w tej kolejności.

Milczenie, samotność, asceza

Klasztor ojców kamedułów w Bieniszewie koło Konina jest jednym z dwóch w Polsce. Drugi znajduje się na Bielanach w Krakowie. W Bieniszewie przebywa siedmiu zakonników: sześciu braci i przeor – ojciec Korneliusz. Kameduli to jeden z najsurowszych zakonów. Pierwszym filarem zakonnej dyscypliny jest milczenie. Pustelnicy nie odzywają się bez potrzeby. Drugi filar to samotność. Każdy z nich mieszka w osobnym domku eremickim. Posiłki spożywają w samotności. Nie mają radia, telewizji, internetu.

– Żadnych wygód tam nie ma. Musiałem kiedyś przenocować w klasztorze – opowiada pan Józef. – To była dla mnie najgorsza pokuta! Materac był tak twardy, a poduszka taka malutka, że cały zesztywniałem.

Trzecim filarem jest post, modlitwa i jałmużna. Eremici nie jedzą mięsa, a w piątki, w Adwencie i Wielkim Poście również nabiału i jaj. Ascetyczne są nawet kamedulskie modlitwy. Próżno szukać w bieniszewskim kościele organów i nasłuchiwać śpiewów! Uważają, że równie miła Bogu jest ich praca. Mają ogród, pasiekę, stolarnię, wyrabiają różańce. Jesienią przy klasztornej furcie zawsze stoi skrzynka z jabłkami z klasztornego sadu. Dla pielgrzymów.

Tylko raz w roku

W Bieniszewie czas nie zatrzymał się ani tysiąc lat temu, gdy – jeśli wierzyć historykom i lokalnej tradycji – zginęło tu męczeńsko Pięciu Braci, ani 340 lat temu, gdy osiedli tu kameduli. Trudno przecież sobie wyobrazić, by nawet tak zamknięty na świat zakon, potrafił obejść się bez prądu, bieżącej wody, czy centralnego ogrzewania. Nie mówiąc o innych ,,drobiazgach’’.

– Kiedy byłam małą dziewczynką, widziałam kamedułę w Koninie. Mimo mrozu miał bose nogi, odziane w trepy – wspomina pani Helena.

Liberalniej traktuje się też kontakty ze świeckimi. Mogą oni wejść do klasztoru w ściśle określone dni w roku. W Bieniszewie jest to drugi dzień Zielonych Świątek, 2 lipca (rocznica powrotu kamedułów do pustelni w 1937 roku) i 8 września – święto Narodzenia NMP. Dodatkowo w każdą niedzielę w kościele odprawiana jest msza św. dla wiernych, ale teren ścisłej klauzury pozostaje dla nich niedostępny. Mężczyznom pozwala się zwiedzać klasztor również w dni powszednie. Dla kobiet wewnętrzne bramy eremu otwierają się tylko raz w roku – 8 września, w odpust Matki Bożej Siewnej.

Pogoda bez sensacji

Piękno obrazu i klimat klasztoru sprawiają, że ludzie powracają tu co rok. Przyjeżdżają z wielu stron Polski. Ale jeśli ktoś szuka sensacji, srodze się rozczaruje. Zakonnicy nie śpią w trumnach, ani nie powtarzają, jak Michał Wołodyjowski, ,,Memento mori’’. Są uprzejmi, pogodni i promieniuje z nich wewnętrzny spokój. Jednak unikają towarzystwa. Wyjątkiem jest grupa pielgrzymów z Gostynia, rodzinnej miejscowości przeora – ojca Korneliusza. Z ziomkami przeor zawsze zamieni kilka słów, podziękuje za pamięć, pobłogosławi.

Największe zaciekawienie zwiedzających budzi krypta. Proste tablice nagrobne z imieniem i datą ,,narodzin dla nieba’’, smużka światła wpadająca przez niewielkie okienko i trumna bez wieka przy schodach. To wszystko. Zmarłych zakonników chowa się we wnękach, na surowej desce. Ciasna jest ich ,,droga do nieba szerokości” – jak głosi napis w krypcie.

Ludzi najbardziej przyciąga do Bieniszewa cisza. – Wystarczy przekroczyć furtę. Tu jest inny świat. Spokój i asceza – mówią. – Bóg wybrał to miejsce.

Kameduli w Polsce i świecie

Kongregacja Eremitów Kamedułów Góry Koronnej miała w dawnej Polsce siedem eremów. Pierwszy powstał na krakowskich Bielanach w 1604 roku (Erem Srebrnej Góry). Kolejne w Rytwianach koło Sandomierza (Erem Złotego Lasu), w Bielanach pod Warszawą (Erem Góry Królewskiej), w okolicy Suwałk (Erem Wyspy Wigierskiej), w Bieniszewie (Erem Pięciu Braci Męczenników), w Szańcu koło Pińczowa (Erem Margrabski) i Pożajściu koło Kowna (Erem Góry Pokoju). Do dziś przetrwały tylko dwa: krakowskie Bielany i Bieniszew. Na świecie jest jeszcze siedem: trzy we Włoszech i po jednym w Hiszpanii, Kolumbii, Stanach Zjednoczonych i Wenezueli.

Widzenie Zosi

Tradycja pielgrzymowania do Bieniszewskiej Pani ma kilkaset lat. Roczniki Kamedulskie przekazują, że w 1662 roku 17-letniej Zosi z Bochlewa objawiła się Matka Boża, która zaprowadziła ją na szczyt góry w Puszczy Bieniszewskiej, gdzie dziewczyna ujrzała chór brodatych zakonników w białych szatach. Zapowiedziała też, że w ciągu trzech lat zamieszkają oni w tym miejscu. Dopiero te niezwykłe okoliczności i perswazje spowiednika Zosi skłoniły właściciela Bieniszewa, kasztelana inowrocławskiego – Alberta Kadzidłowskiego, okrutnego dusigrosza, do ufundowania klasztoru kamedułów. Obraz Matki Bożej Pocieszenia pustelnicy umieścili na ołtarzu od strony chóru. Niestety, oryginał spłonął wraz pierwszym kościołem. Wizerunek zrekonstruowano po II wojnie światowej, kiedy mnisi wrócili do pustelni sprofanowanej przez Hitlerjugend.

Tysiąc lat białych zakonników

Pierwsi uczniowie duchowego ojca kamedułów, św. Romualda – Jan i Benedykt – przybyli do Polski z Włoch na początku XI w. Wraz z trzema Polakami: Mateuszem, Izaakiem i Krystynem założyli benedyktyński erem w okolicy – jak przekazuje lokalna tradycja - dzisiejszego Kazimierza Biskupiego. Tam w nocy z 10 na 11 listopada 1003 roku zginęli śmiercią męczeńską z rąk chciwych złota rabusiów. Król Bolesław Chrobry miał skazać zabójców na śmierć, lecz wstawił się za nimi mnich Barnaba. Złoczyńcy zamieszkali wraz z nim w miejscu kaźni Pięciu Braci. Potem przenieśli się na odludzie, w miejsce zwane Bieniszewem. Według przekazów, przy eremie wytrysnęło źródełko, a w nim pojawił się łosoś, który cudownie odradzał się, dostarczając pustelnikom pożywienia. Stąd ulica Łososia i studnia Łosośka w Kazimierzu Biskupim. Pięciu Braci uznano za praojców kamedułów, dlatego właśnie w Bieniszewie, 660 lat po ich męczeńskiej śmierci, założono erem tego zakonu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto