Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa MM. Kora: Maanamowi nigdy nie odbiła sodówka

Lucyna Jadowska
Lucyna Jadowska
kora
kora materiały prasowe
Sprawdzaliśmy, dlaczego Kora chodzi na golasa - przeczytaj wywiad.

Rozmowa MM Wrocław. Jarosław Kuźniar: Czuję się Don Kichotem sieci


Gdyby program "Must Be the Music" był w telewizji w latach 70., zgłosiłaby się Pani na casting?

W tamtych czasach funkcjonowaliśmy w systemie "informacji podziemnej" i pozamedialnej. W telewizji nie było takiego programu jak "Must Be the Music". Poza tym były to czasy PRL-u i media się nami nie interesowały. Były nastawione na inny rodzaj wypowiedzi. Zresztą muszę się przyznać, że dokładnie nie wiem, jaka była wtedy telewizja, bo zaczęłam ją oglądać dopiero, jak miałam ponad dwadzieścia lat.

Ale gdyby był wtedy taki program...

Nie wiem. Bo nawet kiedy teraz została mi złożona propozycja bycia jurorem "Must Be the Music", decyzji nie podjęłam w pięć minut. Najpierw przyjrzałam się "matce" tego programu, czyli "MBTM" angielskiemu, który był na bardzo wysokim poziomie i spodobał mi się.

Zdarza się, że w "Must Be the Music" ostro krytykuje Pani uczestników. Nie żałowała Pani później?

Kiedy u uczestników widzę nieporadność, brak talentu i pewnego rodzaju naiwność, moja ocena nie jest taka ostra. Ale jeśli ktoś przychodzi do programu i myśli, że jest nie wiadomo kim, a niestety za tym nie idą te wyobrażenia, to opinie są ostre. Myślę, że między innymi przez taką postawę i krytyczne opinie program "Must Be the Music" się zmienił. Poziom jest coraz wyższy i osoby, które zgłaszają się do programu, widzą, że to ma sens, bo to jest show, które daje ogromną szansę. Ci, którzy są wybierani, robią kariery. Mamy Eneja czy Eris Is My Homegirl. Teraz program wygrał LemON.

Zobacz zdjęcia z koncertu Kory we Wrocławiu

Podobał się pani ostatni zwycięzca programu?
Tak. To bardzo zdolni ludzie, którzy grają, ciekawą eklektyczną muzykę. Grupa ma też charyzmatycznego wokalistę i sądzę, że ludzie, którzy pójdą na ich koncerty, nie będą zawiedzeni.

Ostatnio na koncertach mogliśmy też usłyszeć Korę. Wróciła Pani po kilkuletniej przerwie z płytą "Ping Pong", która w krótkim czasie zdobyła status złotej. Uważa to Pani za swój sukces?

Jeżeli chodzi o tego typu "sukcesy", to w ogóle nie robią na mnie wrażenia. Ale muszę przyznać, że bardzo lubię tę płytę i to miłe, że ludzie też chcą jej słuchać. Cały czas promujemy krążek i w różny sposób staramy się, żeby ludzie go kupili, co dzisiaj nie jest proste.

Dlaczego? Czuje Pani na plecach oddech młodych, zdolnych wokalistek, z którymi musi się ścigać?

Dzisiaj trudno jest sprzedać płytę, bo po prostu łatwo ją ukraść czy ściągnąć z Internetu. Poza tym nie zastanawiam się nad tym, co się dzieje na rynku muzycznym. Jeżeli już jest ktoś, kto zwraca moją uwagę, to ostatnio jest to najczęściej uczestnik "Must Be the Music". To naprawdę szokujące, że w tym programie objawiła się cała masa tysiąc razy zdolniejszych ludzi od tych, którzy są teraz popularni.

"Ping Pong" to także piosenka na Pani płycie, które wzbudziła sporo kontrowersji. Zdarzyło się, że dziennikarze muzyczni nie chcieli jej grać w radiu przez tekst, który mówi m.in. o diable.

Nie rozumiem tego. Mamy trzecie tysiąclecie i myślałam, że takie obiekcje już nie mają miejsca. Ja tę piosenkę uwielbiam. Ma fantastyczny odbiór na koncertach. To jeden z tych utworów, który moglibyśmy grać w nieskończoność, bo ludzie uwielbiają ten refren. Myślę, że to w ogóle przejdzie do potocznego języka, jak wiele innych wyrażeń z moich piosenek. Bo cóż to jest za fraza: "Ping pong, ping pong, skąd to dziecko, nie wiem skąd". Jest to coś zadziwiającego, pewnego rodzaju skrót. Wiadomo, że dziecko może być czymś absolutnie wspaniałym, cudem. Ale nie jest też tak, że przynosi tylko i wyłącznie radość.

W "Strefie ciszy" porusza Pani problem ekologii. Czy na co dzień Kora jest „zielona”?

Oczywiście, że tak. Właściwie, kiedy zastanawiam się nad naszą planetą, to nie myślę o ludziach, bo jest nas bardzo dużo i na pewno nie grozi nam wyginięcie. Myślę o naszym środowisku i jego przyszłości. Ja i moja cała rodzina uwielbiamy być blisko natury. Chodzimy na golasa, na bosaka, pływamy nago i opalamy się. Nie deptamy żadnych gór, tylko tak jak nas Bóg stworzył, wchodzimy do wody i tak najchętniej chcielibyśmy żyć.

A skąd ta niechęć do gór?

Po prostu nie rozumiem, dlaczego ludzie chodzą po górach. Przecież żaden Szerpa nie idzie ot tak w Himalaje, chyba, że mu za to płacą. Jemu po prostu do głowy nie przyjdzie, żeby się męczyć i łazić po jakichś górach. Ze mną jest podobnie.

Za to kocha Pani zwierzęta. Ostatnio wszędzie pojawia się Pani ze swoim psem, Ramoną.

Kiedyś miałam bardzo dużo kotów, ale wszystkie zeszły już z tego świata, oczywiście w sposób naturalny. Mój najstarszy kot miał aż 21 lat. W międzyczasie pojawiła się Ramona, która ma już 8,5 roku i to jest 8,5 roku bezwzględnego szczęścia. Nasza rodzina bardzo kocha zwierzęta i myślę, że inni ludzie przy dzisiejszym tempie życia, bardzo prostych i płytkich relacjach z innymi, najbardziej kochają swoje zwierzęta.

Dzisiejsze tempo życia nie sprzyja też artystom. Niektórym odbija woda sodowa, pojawiają się używki, dragi. Z Maanamem było podobnie?

Maanamowi nigdy nie odbiła sodówka. Jeśli chodzi natomiast o skalę używania różnego rodzaju „polepszaczy”, to muszę przyznać, że spektrum było dosyć duże. Ale to były zupełnie inne czasy. Dzisiaj ktoś, kto wychodzi zupełnie nieprzytomny na scenę i nie jest w stanie udźwignąć koncertu, może już tam nie wrócić. To taki "one way ticket".


Pani się zdarzyło wyjść na scenę będąc „pod wpływem”?

Wyobraża sobie Pani, że wychodzę na scenę, padam, mówię od rzeczy i obrażam ludzi? No ile razy ja mogłabym zagrać taki koncert? Zawsze traktuję scenę jako ogromne wyzwanie.

Każdy kiedyś musi powiedzieć "dość" i zejść ze sceny. Myśli już Pani o takich rzeczach?

Myślimy o tym obie z moją menadżerką, bo ostatnio tempo pracy jest dla mnie za duże. Dużo się wokół mnie dzieje, coś eksplodowało i trudno nie wykorzystać tej szansy. Ostatnie lata były trudne, bo w tak zmieniającym się świecie, wszyscy musimy więcej pracować. Każdy musi pracować na swój byt, my artyści też. Kiedyś mówiło się o pracy wokalistki: "Nie dość, że wychodzi na scenę, to jeszcze jej za to płacą". Mam nadzieję, że mało osób już tak myśli. A jeśli jeszcze ktoś ma taką opinię o tym zawodzie, to powinien się jej szybko pozbyć, bo jest skrajnie nieprawdziwa.

A co Pani robi, żeby tak świetnie wyglądać?

Gdybym powiedziała, że jem ananasa i makaron jak Sophia Loren, to byłaby to nieprawda. Takich rzeczy kobiety nie powinny w ogóle słuchać. Bo Sophia Loren, to pani po ogromnej liczbie operacji plastycznych, która ma bardzo dużo pieniędzy. A co mają robić takie przeciętne kobiety, do których ja się też zaliczam? Najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Można wszystko jeść, unikając nadmiaru tłuszczów i słodyczy. I przede wszystkim trzeba czytać dużo książek, bo to najbardziej odmładza. Poza tym masaż, peelingi ciała i ogólna wysoka higiena. Powinniśmy również kontrolować ogólny stan naszego zdrowia. Szanujmy się i dbajmy o siebie.

Dziękuję za rozmowę.

Kora - Olga Jackowska - polska wokalistka i autorka tekstów. Urodziła się 8 czerwca 1951 w Krakowie. Pod koniec lat 70. wspólnie z Markiem Jackowskim i Milo Kurtisem stworzyła zespół Maanam. Po rozpadzie zespołu - w 2008 roku, artystka skupiła się na karierze solowej.

Czytaj też:
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto