Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Quo vadis, Kłokoczyce?

Redakcja
Coraz częściej nachodzi mnie taka refleksja, że w każdym mieście musi być jakiś skansen. We Wrocławiu padło na Kłokoczyce.
Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto" dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze! Głosujcie na najlepszych!

Kiedy na początku lat 90. sprowadziłem się na Kłokoczyce z dużego blokowiska, czułem się tak, jakbym trafił w inny wymiar, w inny świat. Miasto ze swoimi problemami, wąskimi parkingami, ciągle śpieszącymi się ludźmi stało się nagle odlegle i jakby mniej realne.

W drodze do nowoczesności

Kłokoczyce miały wtedy swój nieodparty urok. Już nie wieś, ale jeszcze jakby nie miasto. Wspaniały klimat, ciekawi ludzie, cisza, mnóstwo pól uprawnych, prężne gospodarstwa rolne. Konie, krowy, spora hodowla owiec... Nawet sklepy były dwa, chociaż mieszkańców mieliśmy niewielu. Żyło się spokojnie bez telefonów (jedna budka telefoniczna stała koło mostu), internetu, kanalizacji, wodociągów, z jednym autobusem jeżdżącym co godzinę (niektórzy pamiętają dwa). Ot, taki sielski klimat, miejsko-wiejski. Wąska, źle wyprofilowana droga biegnąca wśród zielonych działek i pól uprawnych łączyła Kłokoczyce z wiaduktem na Psim Polu i resztą świata.

Później, w latach raczkującej gospodarki rynkowej, nagle przestało się cokolwiek opłacać. Nie zobaczycie już na Kłokoczycach kolorowych pól uprawnych, nie ma już gospodarstw rolnych, za wyjątkiem jednego czy dwóch hobbystów – desperatów. W zamian za to na osiedle zaczęła docierać cywilizacja. M.in. dzięki pieniądzom dołożonym przez mieszkańców pojawił się wodociąg, a telekomunikacja położyła kable (już ze swojej puli). Mamy więc wodę i ciągłe problemy z telefonami oraz internetem. Na tym też zakończyła się era nowoczesności w Kłokoczycach.

"Atrakcje" Kłokoczyc


W międzyczasie przyszedł 1997 rok i powódź. Mieszkańcy sami sobie tylko zawdzięczają, że nikt wtedy nie ucierpiał. Chociaż istniało realne zagrożenie, brak było wsparcia oraz rzetelnych informacji. Powódź najprawdopodobniej na tyle uszkodziła mosty na rzece Dobrej, że obydwa zostały poddane gruntownej przebudowie. Może zatem powinniśmy podziękować opatrzności, że się mosty "rozjechały", bo inaczej musielibyśmy parkować na działkach pracowniczych i do naszych "rancz" dopływać pontonem. Niestety, mosty nie poprawiły sytuacji mieszkańców i wyjazdu z osiedla do centrum. Żeby ominąć korki, często-gęsto jeździmy po poligonie na Sołtysowicach. Ot, taki folklor.

Błąd Matriksa na Kłokoczycach

W XXI wiek wkroczyliśmy z dumnie podniesioną głową. Obiecany łącznik Pawłowicki, plany autobusu co 20 minut oraz połączenie komunikacyjne z Pawłowicami i Sołtysowicami przez nowy most miały nasze osiedle rozwinąć ponad miarę. Nawet z tego wszystkiego dokonano melioracji rzeki Dobrej i oczyszczono Widawę. Wspominano o budowie nowego osiedla domków jednorodzinnych... I wszystko okazało się błędem... Matriksa.

Po długich perturbacjach pewnego pięknego dnia na Kłokoczycach otwarto basen. Co prawda, na jego terenie brak było jakiegokolwiek cienia, bo zapomniano o drzewach, ale za to nie zapomniano o nalaniu wody. Super zimnej wody. Taki ukłon dla Klubu Morsa. Sporty ekstremalne są w modzie. Przy okazji wyremontowano ze dwieście metrów drogi przy basenie i zrobiono parking. I co ciekawe, zaczęły świecić wszystkie latarnie na Kłokoczyckiej. Wszystkie - to trochę zbyt dużo powiedziane, bo między rzeką Dobrą a osiedlem domków na Kłokoczycach nigdy latarni nie było. No bo jaki jest sens oświetlania źle wyprofilowanego zakrętu? Jedno auto co pół roku w rowie to zjawisko normalne w mieście.

Nie jest różowo

Można wspominać i pisać... pisać... pisać. Rzeczywistość nie jest już taka różowa. Nawet nie rysuje się zbyt różowo. W dalszym ciągu ze światem łączy nas jedna drogopodobna nawierzchnia, która może służyć Szwajcarom za wzór do produkcji sera ze słynnymi dziurami. Nawierzchnia koło basenu uległa biodegradacji i wyraźnie widać, jak pięknie przełamała się wzdłuż drogi. Mamy za to śliczne przystanki przy działkach, łącznie z gustownymi chodnikami oraz nową drogę prowadzącą od końca Kłokoczyc aż do działek na Sołtysowicach. Chwała za to działkowcom, bo musielibyśmy już dawno przesiąść się na czołgi, by dostać się do miasta. Jedyna droga łącząca nas ze światem, gdy nasza Kłokoczycka się w końcu rozpadnie, to właśnie ta stworzona dzięki inicjatywie działkowców.

Szkoda, że działkowcy nie podłączają na ogródkach gazu, kanalizacji oraz telewizji kablowej. Może i mieszkańcy Kłokoczyc by na tym skorzystali.

Cóż powiedzieć... U nas i tak jest najlepiej. My mieszkańcy mamy swój prywatny basen przy ulicy Czerwonych Maków. Po każdej ulewie do jedynego sklepu możemy sobie dopłynąć, bo o przejściu trudno mówić. Wspaniałymi wirtualnymi chodnikami udajemy się w stronę przystanku z lat, gdy Edward Gierek pamiętał jeszcze swoją młodość. Jedyna taka wiata przystankowa w mieście. Mamy również obok przystanku pojemniki na surowce wtórne. Każdy może sobie wyrzucić niepotrzebne przedmioty.
Jak ktoś ma za daleko do kontenerów, to sobie może wyrzucić zbędne przedmioty w okolicznych krzakach. Z tego powodu, gdy tylko kończą się zabudowania przy ul. Białych Goździków, zaczynają się przepiękne w swojej urodzie stosy rzeczy zbędnych i niechcianych. Kontenery na odpady były w zeszłym roku, ale również stały za daleko. Lasek był jakoś zawsze bliżej.

Zabawny jest ten znak, co miasto postawiło z ograniczeniem prędkości do 30 km/h przy wjeździe na osiedle. Jego też interpretujemy po swojemu. Według wielu osób, nigdy nie należy jechać wolniej niż 30 km/h. Z reguły najlepiej 70 km/h. Zwiększa to bądź co bądź prawdopodobieństwo przefrunięcia nad dziurami.

My-desperaci, potomkowie ułanów

Najnowszy wynalazek powstał przy wyjeździe z ulicy Zakrzowskiej w lewo na wiadukt i dalej do centrum. Spróbuj tutaj skręcić! Próba wyjazdu z reguły kończy się na polowaniu na kawałek wolnej przestrzeni, gdy auta z jednej i drugiej strony mkną sobie nie zwracając uwagi na wyjeżdżających. Niektórzy również tutaj zawracają, zjeżdżając z wiaduktu od strony Psiego Pola, co dodatkowo komplikuje i tak już trudny wyjazd.

My-desperaci, potomkowie ułanów, ruszamy dziarsko nie lękając się aut wjeżdżających i zjeżdżających z wiaduktu. Ślady naszych szarż znaczymy szkłem na ulicy i plastikowymi odłamkami naszych maszyn na wiadukcie. Chociaż po prawdzie, to przyjezdni, nie znając specyfiki tego wyjazdu, znaczą ślady swojej obecności. Aż dojdzie do tragedii, to może wtedy ktoś zajmie się regulacją ruchu w tym rejonie.

Chociaż osiedle rozwinęło się bardzo od wspomnianych przeze mnie lat 90., powstały nowe firmy, wiele nowych zabudowań, wprowadziło się sporo nowych osób, to Kłokoczyce wciąż tkwią w marazmie i stagnacji. Nikt się nie interesuje naszymi sprawami. Nie myśli się o rozwiązaniach przybliżających nas do Europy. Coraz częściej nachodzi mnie taka refleksja, że w każdym mieście musi być jakiś jeden skansen. We Wrocławiu padło na Kłokoczyce.


Czytaj też:

Zmień swoje drogowe miasto
American Film Festival [program]
Ale obciach! Czego wstydzi się Wrocław
Festiwal NowoBrzmienia 2010: program, bilety

**Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!

**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto