Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy numer MM Trendy. Kaja i Piotr Depta-Kleśta: umiejętność myślenia skrótem

Małgorzata Klimczak [email protected]
Kaja i Piotr Depta-Kleśta poznali się na studiach w Akademii Sztuki. Na uczelni zaczęli realizować wspólne prace wizualne, a także swój najważniejszy projekt życiowy - małżeństwo.

Tekst: Małgorzata Klimczak / Foto: Marta Machej

Prof. Leszek Żebrowski bardzo Was chwali, jako utalentowanych twórców. Jak zaczęła się Wasza przygoda z plakatem?
Kaja Depta-Kleśta: Bardzo duży wpływ miała na to Akademia Sztuki. Na Akademii mamy dwóch mistrzów plakatu – prof. Lexa Drewińskiego i prof. Leszka Żebrowskiego. Zajęcia z nimi były bardzo inspirujące, ale u innych wykładowców też widać taki trend działania w obrębie plakatu. Dla mnie istotne były zajęcia z dr Michałem Kacperczykiem, którego jestem asystentką. On robi plakaty typograficzne. Ireneusz Kuriata, który zajmuje się znakiem, też robi plakaty. Plakat stał się wspólnym medium dla wielu wykładowców. Jest wspólnym mianownikiem – łączy w sobie typografię, ilustrację i wiele innych rzeczy.

Piotr Depta-Kleśta: Jeśli chodzi o dydaktyków, dodałbym jeszcze dr Agnieszkę Dajczak, która pokazuje, że w plakacie można z powodzeniem łączyć formy cyfrowe z tradycyjnymi.

Przychodząc do Akademii Sztuki od razu chcieliście się zajmować plakatem, czy pomysł narodził się dopiero na uczelni?
P: Nie miałem na początku założenia, że będę zajmował się plakatem. Na pierwszym roku studiów w ogóle nie mieliśmy zajęć z plakatu. Dopiero później nasiąknęliśmy tą formą.

K: W moim przypadku było podobnie. Na uczelnię przyszłam z czystą kartą. Zajmowałam się trochę teatrem i byłam na rozdrożu - iść w stronę teatru czy grafiki? Po 2-3 latach okazało się, że Akademia to dobry pomysł. Przełomem okazały się zajęcia z prof. Drewinskim. Przekonałam się, że plakat to nie jest grafika zamknięta w formacie, tylko sposób myślenia. Przekazanie bardzo prosto komunikatu. Taki mocny strzał. Mój pierwszy plakat, który zaczął kwalifikować się na międzynarodowe wystawy, powstał bardzo spontanicznie, bo zrobiłam go po koncercie o drugiej w nocy. Poszłam spać, rano na zajęciach prof. Drewiński zobaczył go i powiedział: jest fajnie. To był bardzo ważny moment. Od tamtej pory wszystko się zaczęło.

P:
Oczywiście robimy też inne rzeczy. Nie zamykamy się na plakat, ale projektujemy też znaki graficzne, ilustracje... Staramy się mieć otwarte głowy. Z doświadczeń plakatowych wykorzystujemy umiejętność myślenia skrótem.

Plakat to sztuka zawarcia maksimum treści w minimalnej formie. Jak trudne to jest?
K: Tutaj nie ma miejsca na narrację, czyli trzeba zacząć od dobrego pomysłu. Oczywiście najlepszy pomysł można zepsuć nieestetyczną formą. Plakaty muszą się wyróżniać, muszą krzyczeć, żeby przyciągnąć uwagę. To dosyć trudne. Trudne jest też to, żeby się nie kopiować, nie robić autoplagiatów.

P: Tak naprawdę wszystko już było. Ważne jednak, by ta myśl nie stała się dominująca i nie blokowała w pracy.

Plakacistów docenia się za intelektualną grę z odbiorcą.
P: Intelekt jest ważny w sztuce plakatu. Lubię ten moment, kiedy wpadam na nowy pomysł. Poza plakatami na zlecenie, robię też plakaty reakcyjne, które są odpowiedzią na nurtujące mnie tematy. Projektowanie jest uzależniające. Gdy już się w to wejdzie, trudno wyjść.

Plakat jest sztuką użytkową, robi się go dla kogoś. Jak jest z wolnością artystyczną, kiedy pracuje się na zlecenie?
P: Różnie.

K: Często jest tak, że plakatów powstaje kilka i spośród nich wybierany jest jeden. Teatr Lalek Pleciuga, dla którego projektuję, jest klientem dającym dużo swobody. Czasami są jednak zlecenia, których nie da się zrobić, ponieważ ktoś chce projektować za projektanta i wtedy trzeba odpuścić. Grafika uczy też kompromisu i tego, by pamiętać, że to, co robimy, musi być użytkowe. Projektując, skupiamy się więc na tym, żeby to było funkcjonalne. Do każdego tematu szukamy adekwatnych rozwiązań. Staramy się też nie przywiązywać do naszych pierwszych pomysłów, by móc wpaść na nowe.

Podczas tworzenia plakatów włącza się Wam autocenzura? Boicie się, że możecie kogoś obrazić?

P: Myślę, że to dotyczy plakatu bardziej zaangażowanego, społecznego, który komentuje rzeczywistość. Granica jest cienka między byciem mocno zaangażowanym, a tym, żeby kogoś nie obrazić. To kwestia wyważenia, wynikająca z czysto ludzkiej wrażliwości na drugiego człowieka. Zawsze mam takie rzeczy gdzieś z tyłu głowy, ale nie nazwałbym tego autocenzurą.

K: Najważniejszą zasadą jest nie krzywdzić w tym, co robimy. Miałam takie 2-3 projekty, które schowałam. Nie chcę ich publikować, bo stwierdziłam, że może były za mocne. Mogłabym komuś zrobić przykrość, a nie na tym polega projektowanie. Jeśli plakat zaangażowany jest inteligentny, to nie będzie obrażał.

P:
Kaja współpracuje z grupą Refugees Szczecin i tematy bywają trudne, ale właśnie w takim przypadku trzeba myśleć o konsekwencjach, jakie niesie za sobą projekt. To m.in. od plakatu zależy, czy uda się z sukcesem przeprowadzić zbiórkę lub poinformować o ważnym wydarzeniu.

A jak się pracuje w duecie?
P: Na szczęście się lubimy. Nie wszystko robimy razem. Naszym wspólnym projektem jest FAMA. Czasem jest opornie i nie za bardzo się dogadujemy, ale trzeba się uspokoić i pójść dalej.

K: Z dzikami na FAMĘ było tak, że wpadłam na ten pomysł, ale stwierdziłam, że jest głupi i go nie zrealizuję. A Piotrowi się spodobało. Narysował dziki markerem i tak powstał projekt. Czasami jest też kwestia wzajemnej korekty. Kiedy się długo pracuje nad projektem, można stracić dystans. Wtedy mogę zapytać Piotra, czy projekt jest ok czy nie.

A jak jest z zazdrością o sukcesy artystyczne? Żona zajęła I miejsce na na 8. International Student Poster Competition w Skopje w Macedonii, a mąż II miejsce.
P: I tak w końcu polecieliśmy tam razem, więc było fajnie. Kiedyś pojawiały się jakieś kwestie ambicjonalne, ale im jesteśmy starsi, tym bardziej dojrzale do tego podchodzimy.

K: Piotr ma bardzo dużo sukcesów na koncie. Wzajemnie się wspieramy. Początkowo wydawało mi się, że rywalizacja będzie dla nas mobilizująca. Chciałam gonić Piotra. W końcu stwierdziłam, że to nie jest dobre ani dla projektów, ani dla naszego związku.

P: A ja zrobiłem wielkie „uuuf...”.

Męska duma nie ucierpiała przez to II miejsce?
P: Nie. Cieszyłem się, że Kaja wygrała.

K: Ja jestem bardzo krytyczna wobec siebie. Potrafię bardzo długo siedzieć nad jednym projektem. Wtedy Piotr przychodzi z pomocą i mówi, że projekt jest skończony i nie sensu pracować nad nim dłużej. Bardzo dobrze się projektuje, kiedy ma się kogoś takiego.

Rozumiem, że męska duma nie cierpi również z powodu przyjęcia nazwiska żony.

P: Po prostu tak ustaliliśmy sobie po wielu tygodniach przeciągania liny. Zaproponowałem kompromis.

K: Dla Piotra na początku było naturalne, że będziemy nazywać się Kaja i Piotr Depta. Ja w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać: ale dlaczego? Być może wiele kobiet nie zadaje sobie tego pytania, tylko przyjmują taką zmianę za coś oczywistego.

P: Kaja należy do tych, które sobie zadają pytania.

K: Zadaję sobie dużo pytań i stwierdziłam, że kompletnie nie rozumiem, dlaczego ma tak być. Dlaczego to kobieta ma zmieniać nazwisko? Stwierdziłam, że każdy z nas pozostanie przy swoim nazwisku. Piotr uważał, że skoro będziemy rodziną, powinniśmy nazywać się tak samo. Wracaliśmy do tego tematu co jakiś czas i w końcu Piotr zaproponował, żebyśmy nasze nazwiska połączyli.

Ładnie współgrają ze sobą.
P: Ale i tak niektórzy się mylą.

Mocno się Pan musiał tłumaczyć kolegom?
P: Nie, w ogóle nie było dla nich tematu.

K: Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, że Piotr wyszedł z propozycją podwójnego nazwiska. Tak, jak w projektowaniu, dochodziliśmy do tego, że jesteśmy dla siebie wsparciem, tak w życiu prywatnym też dojrzeliśmy do pewnych spraw.

Przenosicie pracę do domu?
P: Dużo pracujemy w domu. Nasz dom jest naszym biurem, więc nie da się tego nie mieszać.

K: Ale bardzo lubimy to, co robimy, więc często nasze rozmowy i tak obracają się wokół projektowania. Gdy razem jedziemy na wycieczkę, komentujemy to, co widzimy na ulicach albo na wystawach: reklamy, plakaty, identyfikacje...

P: To element naszego życia.

Nadal macie ambicje, żeby promować w Szczecinie plakat?
P: Chciałbym pokazywać prace studentów poza Akademią i wykorzystywać do promocji plakatów różne przestrzenie. Obecnie w Browarze Stara Komenda jest wystawa prac dwóch studentek.

K: Chwilowo mamy przerwę w działalności kuratorskiej, ale cały czas w nas to siedzi. Mamy pewne plany i chcemy nie tylko robić plakaty, ale również je promować.

P: Cieszę, że Szczecin to miasto, które staje się coraz bardziej otwarte na plakat. Coraz więcej wydarzeń promowanych jest dobrymi projektami. Odbywa się coraz więcej wystaw związanych z tą dziedziną, która jest na pograniczu sztuki i designu. Może w końcu powstanie szczecińska szkoła plakatu?

Kaja i Piotr Depta-Kleśta

Absolwenci grafiki projektowej Wydziału Sztuk Wizualnych Akademii Sztuki. Piotr jest obecnie asystentem w Pracowni Projektowania Plakatu i Ilustracji. Kaja pracuje w Pracowni Typografii. Na koncie mają plakaty m.in dla FAMY, Pleciugi czy Akustycznia.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto