Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mistrz Mowy Polskiej: dom zdeterminował moje nawyki językowe

Bożena Wolska
Mikołaj  Pietraszak-Dmowski podczas prezentacji książki o chodzieskich powstańcach „Gloria victoribus”
Mikołaj Pietraszak-Dmowski podczas prezentacji książki o chodzieskich powstańcach „Gloria victoribus”
Rozmowa z Mikołajem Pietraszakiem-Dmowskim, Mistrzem Mowy Polskiej, nominowanym do konkursu przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Chodzieskiej. Jest on potomkiem powstańców wielkopolskich, którzy wsławili się w walkach o Chodzież.

Jakby Pan określił swoją polszczyznę?
Język polski, którego używam, określiłbym najchętniej mianem: normalny. Ale takim już pewnie nie jest, bo norma się zmieniła. W dzisiejszych czasach normą jest niestety nie to, co poprawne, dobre i właściwe, lecz to, co najbardziej rozpowszechnione. W odniesieniu do (nie)poprawności językowej można by rzec, rozplenione. Najbezpieczniej można by moją polszczyznę określić mianem: literacka. A dowcipnie: kopalna. Nie jest to zresztą moje autorskie określenie. Tak nazwał angielszczyznę pewnej starszej pani, Brytyjki w Poznaniu, mój nauczyciel języka angielskiego, śp. dr Mieczysław Kobylański.

Pani Dorota Marciniak - z Towarzystwa Miłosników Ziemi Chodzieskiej, mówi, że podczas rozmowy z Panem nie sposób nie zauważyć swoje błędy językowe. Trochę strach... Czy często spotyka się Pan z takimi postawami?
Wcześniej zupełnie tego nie odczuwałem. Od kilku dni, kiedy rozniosła się wieść o moim wyróżnieniu, wielu gratulantów mówi, że teraz będą bardziej uważać na swoje wypowiedzi i obawiają się mego krytycznego osądu.

Pana polszczyzna jest niezwykle poprawna i nieco staroświecka... Jest to wpływ rodziców, czy może szkoły?
Moją polszczyznę wyniosłem z domu. Wychowywała mnie Mama i Dziadek macierzysty, rocznik 1890. Kiedyś brat stryjeczno-stryjeczny mego Dziadka, o wiele od Niego młodszy, choć z tego samego pokolenia, długo po śmierci Dziadka powiedział mi, że w rodzinie Ich ciotki kłótnie były wyłącznie o to, jak mówi się poprawnie. Dziadek i Mama zawsze zwracali uwagę na poprawność językową. Nasiąknąłem tym od dziecka. W dodatku Mama jest absolwentką słynnego poznańskiego liceum żeńskiego im. Klaudyny Potockiej, gdzie surowo egzekwowano właściwy, dobry akcent. Sam miałem szczęście do dobrych nauczycieli, ale to dom zdeterminował na zawsze moje nawyki językowe. Jeśli idzie o słownictwo, to język w moim domu był trochę przedwojenny, ale jest to także zasługa lektur. Kiedy ogłoszono stan wojenny i były przymusowe wakacje przeczytałem całą Encyklopedię Staropolską Zygmunta Glogera…

Czy w dzisiejszym świecie, pełnym skrótów językowych, zapożyczeń, niekiedy ,,bylejakości”, ciężko Panu utrzymać poziom językowej poprawności?
Mam wrażenie, że nie mam z tym problemu. I może temu zawdzięczam zaszczytny tytuł. Odstępstw nie czynię.

Co drażni Pana szczególnie we współczesnej polszczyźnie?
Generalnie można by powiedzieć, że drażni mnie wspomniana przez Panią bylejakość. A szczególnie denerwuje mnie, wręcz męczy, zły akcent i intonacja. W języku polskim w niektórych wyrazach akcent winien być kładziony na trzecią sylabę od końca. Jest to tzw. akcent proparoksytoniczny (byliśmy, robiliśmy, matematyka, fizyka, siedemset). Niestety, dziś pleni się akcent na drugą sylabę, niepoprawny w tych wyrazach i brzydki. Dawniej wpływ miała dość powszechna, w każdym razie wśród inteligentów - absolwentów liceów klasycznych, nauka łaciny, dziś zaniechana. Jej znajomość determinowała akcent w wyrazach pochodzenia łacińskiego. Z innych błędów przeszkadza mi tworzenie nowych rzeczowników odczasownikowych i zaniechanie użycia starych. Zamiast budowa, budowanie. Zamiast jazda, jeżdżenie. Nie przejazd, a przejechanie. Często słyszy się teraz pomaganie, bronienie, zamiast klasycznych pomoc i obrona. Mowa to nie pisownia, ale w niej za najczęstszy błąd ortograficzny uznaję nadużycie pisowni wyrazów wielką literą. Szczególnie dotyczy to tytułów zawodowych, arystokratycznych, naukowych i kościelnych. Wszystkie wielkimi literami. Głównie celują w tym burmistrzowie, profesorowie itd., sami tak o sobie piszący lub pozwalający, by inni tak ich wyróżniali. To nie tylko brak skromności, ale rażący błąd ortograficzny. Oczywiście wyjątkiem są zwroty grzecznościowe do adresata, ale tu mam na myśli zwykłe użycie.

Czy przejął Pan jakieś ,,nowoczesne” zwroty?
Nic nie przychodzi mi w tej chwili do głowy.

Czy w Pana otoczeniu jest wiele osób mówiących polszczyzną taką jak Pan? No i jakie ma Pan autorytety?
Moja Mama mówi doskonałą polszczyzną. Na szczęście wśród bliskich mi osób jest pod tym względem dobrze. Sądzę, że przez lata nauki i pracy udało mnie się, trochę mimochodem, uczulić moich znajomych, komilitonów i współpracowników na najważniejsze zasady poprawności językowej.
Autorytetem jest dla mnie Słownik języka polskiego pod red. prof. Witolda Doroszewskiego. A spośród żyjących polonistów podziwiam przede wszystkim wybitnego etymologa, prof. Andrzeja Bańkowskiego. Zabrzmi to nieskromnie, ale od lat kieruję się przede wszystkim swoim własnym wyczuciem językowym.
Korzystając z okazji dziękuję TMZCH, a przede wszystkim Dorocie Marciniak, za nominację do konkursu.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto