Mark Osborne porwał się na niemal niemożliwe: zekranizować Małego Księcia Antoine'a de Saint-Exupéry'ego tak, by cudowna książka na ekranie nie stała się tylko sentymentalną ramotką. Udało się nad podziw. Film nie jest dosłownym przeniesieniem na ekran historii Małego Księcia, mieszkańca asteroidy B-612, opowiadającego lądującemu na Saharze pilotowi swoją historię.
Tu bohaterką jest dziewięciolatka hodowana na kobietę sukcesu. Samotna tak, jak samotna w swoich dążeniach jest jej matka: zaplanowała życie dziewczynce, posłała ją do prestiżowej szkoły, a kiedy realizacja planu się nie udaje, ma dla dziecka inny wariant, niemniej obliczony na sukces. Dziewczynka poznaje Małego Księcia z opowieści ekscentrycznego sąsiada. Sąsiad chce uruchomić samolot i pokazuje dziewczynce obrazki rodem z książki de Saint-Exupéry'ego. Dziewczynka marzy o poznaniu niezwykłego bohatera...
Mark Osborne zachował to, co najważniejsze (i, parafrazując słowa samego Małego Księcia: w tym przypadku widoczne dla oczu), czyli książkowe rysunki i historię, jednak całość wplótł umiejętnie w opowieść współczesną, zrozumiałą dla każdego, w formie ciekawej animacji.
MAŁY KSIĄŻĘ - ZWIASTUN
Jego Mały Książę to wciąż kopalnia interpretacyjnych możliwości do odkrywania za każdym razem, kiedy obejrzy się ten film . A jednocześnie ta opowieść o korporacyjnym stylu życia, podporządkowaniu wszystkiego pod ideę sukcesu, jest boleśnie dzisiejsza. I wciąż warto sobie przypomnieć (albo odkryć), że dobrze widzi się tylko sercem.
Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. I że musisz być odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
SPRAWDŹ,
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?