Koncerty Wrocław: Nie stać nas na wielkie festiwale?

Artyści tegorocznego Open’er Festivalu robią wrażenie: Pearl Jam, The Black Keys, MGMT i kilkaset innych gwiazd wystąpi w malowniczym podgdyńskim Kossakowie nad Zatoką Pucką. W Krakowie na terenie Muzeum Lotnictwa jeszcze do ubiegłego roku odbywał się Live Music Festival z takimi artystami, jak Snoop Dogg czy The Killers. Teraz impreza ma co prawda przerwę, ale wróci za rok.

Od czasu Wrocław Non Stop, w ramach którego na Stadionie Olimpijskim wystąpił Iggy Pop (2007) i koncertu Mike’a Pattona na Wyspie Słodowej (2010), nasze miasto nie może się doczekać plenerowego koncertu z zagraniczną gwiazdą w roli głównej.

Sezon letni za pasem, warto więc zadać kilka pytań: czy nie stać nas na wielkie festiwale z gwiazdami, nie ma w mieście odpowiednich ludzi do ich organizacji czy brak na takie przedsięwzięcia pieniędzy?

– Jest plan, żeby do 2016 roku zorganizować we Wrocławiu tego typu festiwal, na razie prowadzimy rozmowy, bo negocjacjami nazwać to za wcześnie i myślimy o tym, które miejsce w mieście byłoby odpowiednie na takie przedsięwzięcie – odpowiada Krzysztof Maj, szef Biura Festiwalowego Impart 2016, które jest współproducentem czerwcowych koncertów Linkin Park i Jamesa Blunta.

I dodaje:

– Na razie skupiamy się na koncertach na stadionie na rok 2015. I cieszymy się, że we Wrocławiu publiczność przyciągają festiwale i inne średniej wielkości imprezy, jak Jazz nad Odrą, Wrock for Freedom, Gitarowy Rekord Guinnessa.

Dwudniowy Orange Warsaw Festival odbywa się na Stadionie Narodowym w Warszawie i Maj zastanawia się, czy to dobry pomysł na kilkudniową imprezę z klimatem. I podkreśla, że jeśli do takiego festiwalu dojdzie, ryzyko frekwencji, podobnie jak w przypadku czerwcowych koncertów, ponosić będzie ich zewnętrzny organizator, a nie Biuro Festiwalowe.

– To partnerstwo publiczno-prywatne. My jesteśmy współproducentami jak w przypadku Linkin Park, za ewentualną słabą frekwencję i związane z nią straty to nie my ponosimy odpowiedzialność – mówi Maj.

Koncerty Wrocław. Koncerty George’a Michaela i grupy Queen na wrocławskim stadionie przyniosły trzy i dwumilionowe straty, które odpowiedzialne za frekwencję miasto musiało wtedy oddać. Nic więc dziwnego, że układ teraz będzie inny. A organizacja plenerowych koncertów z gwiazdami to koszty rzędu kilku milionów złotych. Nie można się więc także dziwić, że miasto nie pali się do współorganizacji wydarzenia z takim rozmachem.
Dobrym miejscem wydają się być Pola Marsowe.

– Festiwal muzyczny powinien wiązać się z konkretnym miejscem, jego klimatem. Publiczność jeździ do Gdyni, bo łączy wizytę na festiwalu z wakacjami. Bardzo trudno jest zorganizować festiwal w centrum miasta, a szczególnie w wakacje. Łatwiej jest zrobić majówkę lub juwenalia, ale nie ma co liczyć na przyjazdy osób z innych miast – mówi Michał Zioło, szef agencji koncertowej Good Music Productions, organizator m.in. Warsaw Music Week i Free Form Festivalu w Warszawie.

I dodaje:

– Dlatego niekoniecznie musi chodzić o brak odpowiedniego miejsca, bardziej o niełatwą specyfikę festiwali. Zioło podkreśla też, że w stolicy łatwiej jest zorganizować duże imprezy, bo stopa życia w Warszawie jest wyższa, a z racji położenia w centrum kraju łatwiej jest wszystkim przyjezdnym tam dojechać. To daje większą możliwość tego, że duże koncerty i plenerowe festiwale teoretycznie mają wiekszą szansę na sukces.