Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Joao de Sousa: Kiedy ludzie śpiewają fado, opowiadają swoje intymne historie

Małgorzata Matuszewska
Fado to nie tylko gatunek muzyczny, to także sposób życia. W języku portugalskim słowo znaczy „przeznaczenie”. Kiedy ludzie śpiewają Fado, opowiadają swoje intymne historie. Koncert Fado Polaco w wykonaniu Jaso de Sausy we wrocławskiej Galerii na Czystej przy ul. Czystej 4 zacznie się 12 kwietnia o godz. 20. Bilety kosztują 40 zł.

Wystąpi Pan w galerii handlowej. Nietypowe miejsca sprawdzają się dla fado?
Tak, bardzo lubię w takich grać. We Wrocławiu grałem w wielu takich miejscach, także w klubach. Dowiedziałem się, że muzycy Filharmonii Wrocławskiej organizują tam kameralne koncerty, co mnie zainteresowało, bo gramy akustycznie. Nasza muzyka jest nietuzinkowa, jej zagranie w intrygującym otoczeniu stworzy zupełnie nową jakość.

Dlaczego przyjechał Pan do Polski?
Mieszkam tu już prawie 9 lat. Przyjechałem z miłości. W Porto poznałem dziewczynę – dziś kobietę – pochodzącą z Wrocławia. Mieszkaliśmy w Barcelonie, potem przez półtora roku w Londynie i zdecydowałem, że chcę poznać inną kulturę. Polskę widziałem przez pryzmat ciekawego języka i egzotycznej kultury. Chciałem się rozwijać, być oryginalnym artystą, tu miałem szansę na jeszcze większą oryginalność.

Na płycie „Joao de Sousa & Fado Polaco” śpiewa Natalia Grosiak. Jak zaczęła się ta współpraca?
Uczę też języka portugalskiego, to ogromna przyjemność. Natalia była moja uczennicą i tak się poznaliśmy. Dowiedziała się, że gram, była na moim koncercie, a ja dowiedziałem się, kim jest. Zaprosiła mnie do napisania tekstów i zaśpiewania jednego utworu na płycie Mikromusic „Sova”. Nasza współpraca była bardzo naturalna. Na mojej płycie jeden utwór zaśpiewaliśmy razem, to „Miłość ci wszystko wybaczy”.

Na ostatnim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej śpiewał Pan „Groszki i róże”, na płycie „Miłość ci wszystko wybaczy”. Interesują Pana polskie standardy?
Stwierdziłem, że muzyczna przedwojenna kultura w Polsce była bardzo bogata, wręcz unikatowa. Znalazłem w tych utworach oryginalną muzyczną tożsamość, bardzo charakterystyczną, piękną poezję.

Nie obawiał się Pan, że fado Polaco może być ryzykownym połączeniem?
Trochę tak, ale podobne obawy powstały, kiedy z Arielem Ramirezem śpiewaliśmy tanga. Słyszałem, że adoptowanie przedwojennych polskich piosenek jest ryzykowne, ale wydawało mi się, że połączenie będzie udane.

Proszę wyjaśnić, czym jest fado?
To nie tylko gatunek muzyczny. Najważniejszy jest sposób życia. To bardzo stare słowo, znaczy „przeznaczenie”. Kiedy ludzie śpiewają fado, opowiadają swoje intymne historie. Ta nazwa jest mi bardzo bliska. Istnieje także polskie fado. Wrosłem już w polską kulturę, dość łatwo znalazłem tu swoje miejsce, w czym bardzo pomaga znajomość języka polskiego. Znalazłem wspólne cechy, razem tworzą portugalskie i polskie fado.

Jaki to sposób życia?
Oznaczający zgodę na to, że wszystkiego nie da się przewidzieć, zaplanować. Wierzę, że życie przynosi mi wiele i akceptuję to. W zgodzie na płynięcie z nurtem rzeki, bez zbytecznej walki o forsowanie czegoś, co „chciałem”, „planowałem”, pomaga mi kontakt z poezją i muzyką, bardzo ważnych formach ekspresji. One przynoszą spokój.

Gdzie Pan szukał inspiracji do piosenek na płycie?
To są piosenki, które znam od zawsze, a melodie od dzieciństwa noszę w sobie. Jest tu wspomnienie, saudade – tęsknota, jest dużo duchowych inspiracji. Fado kojarzy się też politycznie, a moja rodzina była politycznie zaangażowana. Te piosenki są znane w Portugalii, a nie chciałem stworzyć płyty, z której utwory będą wyłącznie „portugalską muzyką dla Polaków”. Zależało mi na tym, żeby powiedzieć nią coś nowego także w mojej ojczyźnie. Dzięki aranżacji i sposobowi grania tej muzyki przez Polaków powstała nowa jakość. Fado też politycznie się kojarzy, moja rodzina była politycznie zaangażowana. Utwory są bardzo znane w Portugalii. Nie chciałem zrobić muzyki, która będzie zrozumiała tylko w Polsce. Wszyscy w Portugalii to znają, ale nie chciałem też pokazać tylko portugalskiej muzyki dla Polaków. Chcę mieć coś do powiedzenia w Portugalii – przez aranżację i sposób grania przez Polaków daje nową jakość. Odbiór jest bardzo pozytywny, w Portugalii nie byłaby możliwa taka interpretacja. Chciałem, by fado zabrzmiało oryginalnie, dodałem więc trochę polskiego klimatu. Portugalczycy nowego pokolenia mieszają własne fado z wpływami z Brazylii, Afryki, ale też z Europy – Francji, Włoch.

Tęskni Pan za ojczyzną?
Tak, szczególnie, kiedy zima jest tak długa, jak w tym roku. Brakuje mi bardzo słońca, morza, ryb. W Portugalii ludzie poświęcają więcej czasu na kontemplację, prowadzą dużo wolniejszy tryb życia. W Polsce żyje się z zegarkiem i kalendarzem w ręce, planując wszystko drobiazgowo, w Portugalii traktuje się to z większym luzem. I trochę za tym tęsknię, choć zawsze irytował mnie nadmiar luzu, który przeszkadzał w pracy. Dużo czytam, trochę dlatego, żeby uciec od ciemnej, zimowej rzeczywistości.

Ceni Pan polskich bardów?
Bardzo lubię Agnieszkę Osiecką, Wojciecha Młynarskiego, Marka Grechutę. Dziwię się, bo wielu polskich muzyków słabo zna tę część własnej kultury, a ona jest bardzo piękna. Podoba mi się polski jazz. Słuchałem Tomasza Stańki 12 lat temu w Porto, był znakomity. Często słucham jazzu. Niedawno byłem na bardzo dobrym koncercie Piotra Damasiewicza. W polskiej muzyce rozrywkowej zbyt wiele słychać wpływów z Ameryki i Anglii. Ale polski jazz jest bardzo oryginalny, mocny. Pięknie śpiewa Ewa Demarczyk, szkoda, że nie mogę zrozumieć wszystkich niuansów, ale mam wokół siebie ludzi, którzy mi je tłumaczą. Niedawno miałem wywiad dla portugalskiej telewizji, wszyscy byli zdziwieni, że śpiewam „Groszki i róże”. Jestem egzotyczny tutaj i w Portugalii także (śmiech).

Pana rodzina to muzycy?
Nie. Ojciec – meloman – miał dużą kolekcję winylu, ale rodzinę bardziej interesowało kino. A ja studiowałem geografię, pod koniec studiów zainteresowały mnie socjologia, antropologia i psychologia. Skończyłem studia, mając 21 lat, wolałem wyjechać i zdobyć doświadczenie, niż kontynuować studia w kraju.

Jak się Panu żyje we Wrocławiu?
Bardzo lubię księgarnie, co jest trochę masochistyczne, bo nie czytam po polsku literatury pięknej. Czytam wiadomości, piszę mejle, ale literatura jeszcze jest dla mnie za trudna. W księgarni odczuwam przyjemność wizualną. Może za jakiś czas będę dobrze czytał po polsku. Wrocław jest bardzo przyjemnym miastem, nie bardzo dużym, ani zbyt małym. Porto, skąd pochodzę, jest trochę większe. Lubię park Grabiszyński, w którym biegam, jest trochę dziki. Piękny jest park Południowy. Poznałem tu ludzi ciekawych świata, niektórzy znają dobrze historię Portugalii, co mnie zdumiewa. Wrocław jest tolerancyjny, mniej tolerancji znalazłem na wschodzie Polski. Gram często w Lublinie, tam jest jedyna w Polsce filologia portugalska. Na szczęście stan polskich dróg powoli się poprawia. Czasami czuję, że jestem tu od tak dawna, że mogę narzekać, jak każdy Polak (śmiech). Lubię pierogi – są pyszne. I knedle ze śliwkami.

Polacy słyną z pesymistycznego nastawienia do życia. A Portugalczycy?
Jesteśmy może bardziej pozytywnie nastawieni do rzeczywistości, choć inaczej to wygląda w kryzysie. W odróżnieniu od Hiszpanów mamy spokojniejszą naturę, nawet mówimy ciszej. Na początku w Polsce dostrzegałem różnicę w „docieraniu do celu” – Polacy są bardziej bezpośredni, konkretni. I mniej cierpliwi. W Portugalii, jeśli coś nie idzie, jak powinno, nie osiąga się błyskawicznego sukcesu, ludzie potrafią poczekać na następny raz z nadzieją, że się uda. Tu szybciej dąży się do celu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto