Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jakie czasy, taka "zrzutka". Felieton Roberta Migdała

Robert Migdał
Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska

Zrzutka. Kiedyś to słowo (w czasach mojej podstawówki i liceum, no – w czasach studenckich też jeszcze) miało dla mnie wydźwięk ciut inny niż dziś.
Z chłopakami z podwórka przy ul. Obrońców Pokoju w Głogowie zrzucaliśmy się na oranżadę (każdy miał po łyku, ze szklanej butelki), na paluszki solone (łatwe do podziału), drożdżówkę (każdy miał gryza). W liceum zrzucaliśmy się na papierosy, które dzieliliśmy po równo pod platanem na tyłach głogowskiego II LO.

W czasach studenckich była „zrzutka” na jedzenie (bo większość z nas miała w lodówce światło, a w szafkach wiatr hulał), no i na coś mocniejszego (bo sok z ziemniaka i napój z wiśni lub winogron był dla nas drogi, a w grupie już się tych kosztów nie czuło tak bardzo).
„Zrzutka” funkcjonowała w moim życiu też później. W pracy – robiliśmy zrzutki na kwiaty imieninowe, prezenty pożegnalne dla emerytów, ale też i dla tych, którzy z pracy odchodzili z własnej woli lub bo musieli. „Zrzutka” pamiątkowa.
Oczywiście przy każdej „zrzutce” zdarzają się tacy, którzy akurat nie mają przy sobie gotówki ani drobnych, tacy, co tylko kartą dysponują, lub dorzucą się później – i zapominają, wypadło im z głowy...
No ale „zrzutka” to coś dobrowolnego, więc nie ma co skąpiradeł rodem ze Szkocji palcami wytykać i piętnować.
„Zrzutki” są organizowane też w bardziej szczytnych celach – nie tylko, żeby było miło. Są – bardzo ważne w życiu wielu z nas (w moim też) „zrzutki” na szczytny cel: zbieranie pieniędzy na leczenie chorego dziecka, operację zagraniczną, leki, rehabilitację. Ale też okresowe – dla ofiar powodzi, pożarów...

Kto ma – daje. A daje – ile ma, ile mu serce podpowiada.
Te „zrzutki” lubię najbardziej. Zwłaszcza że dzięki postępowi techniki zrzucić, żeby dorzucić się do czyjego szczęścia, jest dziś o wiele łatwiej, prościej: przelewem, szybko, bo SMS-em...
Świat się zmienia, rodzaj „zrzutek” też. Mieliśmy przykład takiej „zrzutki” ostatnio. Dotyczyła ona pasażerów, którzy wracali z Polski do Chin, cud-miód samolotem LOT-u: Dreamlinerem 787, któremu w Pekinie nawaliła jedna z pomp hydraulicznych.
Sprawę relacjonował m.in. Polsat News: „Jeden z członków załogi poprosił podróżnych o gotówkę konieczną do opłacenia mechaników, bo jak poinformował Adrian Kubicki, rzecznik PLL LOT, „pracownik magazynu Boeinga, który był na miejscu w Pekinie, odmówił przyjęcia przelewu, a zażyczył sobie gotówki”. Pracownik LOT podszedł do czworga pasażerów, których znał z podróżowania na tej trasie i w zaufaniu poprosił ich o to, aby wesprzeć go doraźnie gotówką – tłumaczył Kubicki. (...) Pracownik zebrał od czworga pasażerów w sumie 2500 juanów, czyli około 1300 zł.

„Zrzutka” poskutkowała. Usterkę udało się naprawić, pasażerowie bezpiecznie wrócili do Polski, tylko – pracownik LOT-u, który „zrzutkę” w Pekinie zorganizował, będzie ukarany. A przecież chciał dobrze...
Już niedługo czas świąteczny. Prezenty. Czekają na nie zwłaszcza dzieci. Mój syn napisał już list do Świętego Mikołaja. Na pierwszym miejscu czytam: hulajnoga elektryczna. Mówię do niego: „Drogie to jest, za drogie dla świętego...” I co usłyszałem od mojej pociechy?
„To może niech Mikołaj zrzutkę zrobi?”...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto