Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jacek Bała o pięknie starości (WYWIAD)

Małgorzata Matuszewska
Jacek Bała zaprasza na spektakl trudny, ale także pogodny
Jacek Bała zaprasza na spektakl trudny, ale także pogodny Janusz Wójtowicz
Jacek Bała, reżyser premiery "Fragment nieistniejącego świata" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym mówi o pięknie starości.

Dlaczego sięgnął Pan po trudny temat - przebywanie ze starymi, chorymi, umierającymi ludźmi?Dla mnie to nie jest trudny temat. I nie mówię tego z pozycji młodego chojraka, który nie wie, z czym obcuje, tylko z pozycji kogoś, kto zawsze dobrze czuł się w towarzystwie staruszków, nawet bardzo ciężko chorych i nie przejmował się za bardzo różnicą wieku.

Co Pana pociągało w dojrzałych ludziach?
Zawsze fascynowała mnie delikatna różnica w błysku oka. W obecności starych ludzi czułem się w pewien sposób wolny. Widziałem, że oni są już poza czymś, co napinało moje życie: szkoła, zastanawianie się, jak będzie z pracą, obowiązki. Tu spotykałem się ze swobodą. Nawet, kiedy później pojawiało się cierpienie związane z chorobą czy odchodzeniem tych osób, to jednak ta mityczna część spotkań bardzo silnie funkcjonuje w pamięci.

TUTAJ przeczytasz więcej o spektaklu i zobaczysz galerię zdjęć

Umieranie to trudny temat we współczesnym świecie...
Mówiąc o odchodzeniu, użyję konkretnego przykładu: moja babcia ma teraz 88 lat, a od mniej więcej 30 umiera czy też "odchodzi". To cykliczny proces odchodzenia: setki razy - na działce, podczas spacerów, w czasie zawrotów głowy. Może też dlatego przestałem poważnie traktować śmierć, a w naszej rodzinie krążą żarty, że babcia i tak wszystkich nas przeżyje. Mogę powiedzieć o swoim doświadczeniu: jeśli iść drogą myślenia o przyszłości - co będzie dalej, jeśli próbować ująć to wyobraźnią, to naturalne jest, że pojawia się strach. Staram się w związku tym całą swoją duchową pracę skierować na tory bycia tu i teraz. Oczywiście, rozumiem cywilizacyjny strach czy to, co się nazywa kultem młodości, ale upierałbym się przy tym, że nie trzeba go doświadczać, że to jest kwestia decyzji i znalezienia odpowiedniego kąta nachylenia. Jeżeli uznaję, że wszystko ode mnie zależy, przejmuję całkowitą kontrolę nad swoim życiem, to rzeczywiście może być mi bardzo trudno, a śmierć może się wydawać wtedy czymś nie do ogarnięcia… Na pewno nie dlatego pracuję nad tekstem Jacka Baczaka, żeby się zmierzyć ze swoim lękiem przed śmiercią czy też wyprowadzić cios ku cywilizacji młodości, taki rodzaj rozrachunku czy walki mnie nie interesuje.

Jaki jest sens tekstu?
Książkę Jacka Baczaka odczytuję jako medytację nad sensem czy też bezsensem umierania, a także nad spotkaniem z chorymi. Kiedy spotykamy się z umierającym, stawiamy sobie samym wielkie wymagania, koniecznie chcemy dla tej osoby coś zrobić. A może naszym zadaniem jest tylko towarzyszenie, Charonowe odprowadzanie na drugi brzeg. Problem jednak w tym, że w rozpaczy uruchamia się w nas - idąc dalej tropem mitologicznym - odwieczne pragnienie Orfeusza, który łamie podstawową, nienaruszalną zasadę, przekracza odwieczne tabu, schodzi do królestwa śmierci i wrzeszczy na całe gardło - dlaczego? Otchłań niczym echo odpowiada szeptem: nie pytaj, nie odwracaj się, jak będziesz w tej sytuacji, to ci powiem, na razie odejdź! Dlatego w naszym przedstawieniu staramy się raczej nie pytać o sens, a w zamian szukamy ciszy najprostszego spotkania z drugim człowiekiem. Bardzo pomogła nam w tym wspomniana wizyta w hospicjum. Nastąpiło w nas po tym cudownym spotkaniu coś w rodzaju odczarowania - w sensie cywilizacyjnym. Bo nie było tam, jak się powsze-chnie uważa, było dużo prościej i mniej egzaltowanie. Mieszkańcy znajdują się w charakterystycznej gęstości, unosi się nad nimi tajemnica. Podobnie kiedyś myślałem, że moja babcia cierpi, siedząc całymi dniami sama w domu, a ja jestem w Krakowie czy Wrocławiu i nie mogę być z nią. Cierpiałem za nią. W końcu zdałem sobie sprawę, że nie mam dostępu do tego rytmu. Wreszcie po 30 latach życia przestałem pytać, podważać - to mój największy życiowy sukces. Teraz zacząłem słuchać i przyjmować świat i ludzi takimi, jakimi są, a są wspaniali i bardzo ciekawi.

Mimo trudnego tematu ten spektakl nie będzie podszyty tragedią…
Nie mogę tego zagwarantować, bo każdy inaczej przeżywa to, co widzi na scenie. Dla kogoś to może być tragedia, ale my mimo wszystko szukamy poprzez akceptację losu człowieka - ciepłej i pogodnej opowieści.

Pogodnej?
Nie boję się pokazać, że choroba Alzheimera jest śmieszna. Chory, zamiast przepraszam, powie popraszam i już jest zabawnie - każde odejście od normy jest w teatrze komedią. Wytwarza się dziwne uczucie. Wiem, że rozmawiamy o poważnej chorobie, a tu nagle okazuje się, że bohater opowiadając o greckiej zasadzie demokrytowej, nagle wplata jakąś rybę, jakąś Wisłę i trudno się z tego nie śmiać. Trudno się też śmiać - istnieje przecież zakaz społeczny - nie śmiejemy się z chorych. Ja się śmieję na próbach, chcę, żeby ludzie nie wyśmiewali, ale uśmiechali się do bohaterów.

Premiera "Fragmentu nieistniejącego świata" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym 12 kwietnia o godz. 19, spektakl niedzielny w ramach "Teatru dla Rodziców" o godz. 18.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto