Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gniezno: paralotniarstwo - o locie obok ptaków i cukierkach z nieba

Sona Ishkhanyan
Dawid Stube/Fotostube
Zobaczył krążące na niebie paralotnie i to wystarczyło, by zarazić się lataniem. Nie robi tego dla współzawodnictwa, lecz dla czystej satysfakcji. A cukierki latające z nieba od pana Czesia robią furorę wśród małych i dużych gnieźnian.

Gniezno: paralotniarstwo - o locie obok ptaków i cukierkach z nieba

Swoją przygodę z paralotniarstwem Pan Czesław rozpoczął kilka lat temu. Zaraził go syn, który początkowo chciał studiować paralotniarstwo. - Pojechałem z synem na egzamin na studia, by go pilnować. Zobaczyłem krążące na niebie paralotnie i to wystarczyło, by zarazić się lataniem. Gdzieś w podświadomości zawsze marzyłem o lataniu i jak zobaczyłem tych chłopaków w powietrzu, to pomyślałem, że też spróbuję - opowiada. Zgłosił się do aeroklubu na szkolenie podstawowe. Dziś uważa, że jest to dla niego nałóg niewyleczalny. Jak twierdzi, każdy lot to mocne uderzenie adrenaliny i wspaniałe uczucie swobodnego unoszenia się w przestworzach. - Po nieco dłuższej przerwie czegoś brakuje człowiekowi, szukam i pragnę takiego uczucia i adrenaliny - mówi.

Nie lata dla zawodów, osiągnięć, nagród czy popisów, lecz dla samego siebie. - To jest pasja. Dla mnie najważniejsza jest ta swoboda, powiew wiatru, latające wokół ptaki i cisza w powietrzu. Kiedy już jestem wysoko w chmurach, wyłączam silnik i wsłuchuję się w tę ciszę. Obrazowo to można ująć jako wzniesienie się nad chaosem, który panuje tu na dole - opisuje. - Paralotnia jest wyjątkowa ze względu na swoją prostotę. Za pomocą kawałka materiału i wygodnej uprzęży, sprzętu - można wzbić się w powietrze i latać podobnie jak latają ptaki. Czyż to nie piękne? - dodaje z fascynacją.

Cukierki z nieba

Niejednemu z nas w dzieciństwie śniły się cukierki spadające z nieba. Dziś wystarczy poprosić o to pana Czesława. - Nie wzbiję się w niebo bez cukierków - mówi z uśmiechem. Oprócz latania ogromną satysfakcję czerpie ze sprawiania dzieciom przyjemności. - Proszą mnie o zrzucenie smakołyków na imprezach rodzinnych: urodzinach, komuniach dzieci, ale także ślubach - mówi. Nie robi tego dla pieniędzy, lecz z czystej przyjemności. - To jest niesamowite uczucie widzieć radość dzieci z „latających cukierków”. Mam też swoich ulubionych fanów, których regularnie odwiedzam podczas lotów. Jest to rodzina, która posiada kilkoro dzieci. Zawsze, gdy latam nad ich podwórkiem, radośnie do mnie machają - opowiada. Zdarzają się także telefony od nieznajomych osób, które dziękują za cukierki z nieba. - Jak tylko z góry widzę bawiące się dzieci, to zrzucam słodkości, a ludzie do mnie dzwonią z podziękowaniami, to jest miłe.

Momenty krytyczne

Jak twierdzi pan Czesław, takie bywają i to dość często, ponieważ jest to mimo wszystko ekstremalny sport i w dużej mierze zależny od sił natury. - Czasem zdarza się, że się silnik nie włącza, wówczas gdy jest duży wiatr, to ciężko zapanować nad skrzydłami - zaznacza. - W takich momentach modlę się, a w myślach mam żonę, dzieci i wnuki - opowiada. Pan Czesław wiele razy miał awaryjne lądowania. Wówczas na ratunek zawsze leci żona, która czuwa nad każdym jego lotem i nie uspokaja się, dopóki mąż nie zadzwoni z informacją, że już wylądował. - Zadzwonił kiedyś, że wylądował na polu, ale nie wie gdzie, bo wiatr go zniósł. Usiadł pod krzyżem z nieznajomym facetem i tłumaczył, gdzie mam jechać. Jestem jego pogotowiem ratunkowym - mówi Ewa Wojtaszek.
To nie jedyny sport, jaki uprawia pan Czesław. Wraz z żoną aktywnie jeżdżą na rowerach i grają w tenisa ziemnego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto