Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Głosy niewiernych żon ze studni na zamku Czocha

Rafał Święcki
Zamek jest otwarty dla gości hotelowych  i zwiedzających, można tu przenocować w książęcym łożu ze specjalną zapadnią
Zamek jest otwarty dla gości hotelowych i zwiedzających, można tu przenocować w książęcym łożu ze specjalną zapadnią Marcin Oliva Soto
Na zamku w Czocha straszą duchy zabitych przez mężów żon i postać Białej Damy, która za życia zdradziła brata

Na dziedzińcu zamku Czocha koło Leśnej znajduje się nieużywana od wieków głęboka studnia. Czasami, zwykle o północy, nachylając się do jej wnętrza, można usłyszeć ciche westchnienia, płacz, a nawet wezwania pomocy.

Według legend w zamkowej studni zostały utopione trzy kobiety, które nie dochowały małżeńskiej wierności.

Jako pierwszy swą żonę Walburgę ukarał w ten sposób rycerz Wolfshelm von Nostitz. Gdy para brała ślub, Wolfshelm miał 24 lata, a jego wybranka była wdową, starszą od niego o ponad 10 lat. Jednak to nie było dla niego przeszkodą. Liczył bowiem na pokaźny posag, ponieważ Walburga była kuzynką samego cesarza Niemiec.

Jej pierwszy mąż, znany hulaka i awanturnik, zginął tragicznie. Wracał pijany z gospody "Pod Złotym Kluczem" i utopił się w w fosie przed swym zamkiem. Walburga liczyła, że nowy wybranek serca nie będzie zaniedbywał jej tak, jak pierwszy mąż i częściej będzie odwiedzał jej sypialnię. Krewniaczka cesarza miała bowiem ogromny temperament seksualny. Znacznie młodszy mąż początkowo spełniał wszelkie jej życzenia.

Kiedy jednak okazało się, że Walburga nie ma ogromnego posagu, a cesarz nie zamierza nadać Wolfshelmowi żadnych przywilejów i stanowisk, jego stosunek do żony całkowicie się zmienił. Zaczął mówić, że jej ciało jest zwiotczałe i pomarszczone, a w niektórych miejscach ma zbyt dużo tłuszczu. Wydzielił żonie oddzielną komnatę i przestał się nią interesować. Jej sypialnię odwiedzał rzadko, jedynie, gdy był pijany. Tak ich małżeństwo wyglądało przez wiele lat. Mimo to para dochowała się licznego potomstwa. Po 9 latach związku mieli już sześcioro dzieci, ale żadne z nich nie było podobne do ojca.

Po latach Wolfshelm von Nostitz otrzymał od cesarza upragnioną funkcję na jego dworze. Wiązała się ona z częstymi wyjazdami. Rycerz podróżował całymi tygodniami do: Krakowa, Pragi, Budy i Wiednia. Rzadko bywał na zamku nad Kwisą.

Pewnego dnia po ponadrocznej nieobecności przyjechał niespodziewanie do swego majątku. Na jego powitanie wyszła służba zamkowa i dzieci. Wśród tłumu witających nie było żony, która zasłabła na wieść o powrocie męża.

Wolfshelm udał się do jej komnaty. Kobieta leżała pod przykryciem w łóżku. Nie wyglądała na zdrową. Na jej twarzy von Nostitz dostrzegł brązowe, wątrobowe plamy. Zaintrygowany zaczął dopytywać, czy to zaraza. Walburga odpowiadała, że to chwilowe zasłabnięcie i wkrótce wróci do zdrowia. Nie chciała nawet, by wezwał medyka.

Zaintrygowany stanem żony Wolfshelm zaczął wypytywać o jej stan służebne dziewki. Te przyparte do muru wyjawiły mu, że plamy są oznaką brzemienności.
Niepohamowana wściekłość napłynęła do serca rycerza. Zerwał okrywające żonę zwierzęce skóry. Zobaczył zaokrąglony brzuch i już wiedział, że była mu przez wiele lat niewierna.

Złapał ją za włosy i wyciągnął z komnaty na zamkowy dziedziniec tuż obok studni. - Skacz - krzyknął. Przerażona kobieta nie chciała wykonać rozkazu męża. Wolfshelm przechylił ją więc przez cembrowinę studni i wepchnął do wody. Po zabójstwie żony wezwał jednego ze sług i kazał osiodłać swego konia. Wolfshelm von Nostitz opuścił zamek i nigdy do niego nie powrócił. Zwłoki Walburgi wydobyto ze studni dopiero następnego dnia.

Niecałe dwadzieścia lat później kolejny pan na zamku Czocha w podobny sposób uśmiercił swą małżonkę. Wcześniej przyłapał ją na miłości z własnym woźnicą.

Według przekazów życie w studni straciła też Ulrika von Nostitz. Ta zbrodnia miała miejsce na krótko przed pożarem zamku w 1793 roku. Ulrika urodziła dziecko w czasie, gdy jej mąż Joachim von Nostitz przebywał jako poseł króla pruskiego na dworze króla Francji. Nie było go na zamku przez dwa lata, więc dziecko nie mogło być jego.

Joachim myślał przez całą noc, jak się zachować w tej sytuacji. Z jednej strony kochał żonę i chciał jej przebaczyć, z drugiej doskwierał mu urażony honor i patrzący z portretów przodkowie, którzy od wieków wrzucali do studni niewierne żony.

Rankiem Joachim podjął straszliwą decyzję. Dziecko kazał żywcem zamurować nad kominkiem, skąd do dziś słychać podobno jego płacz, a Ulrikę utopił. Ta jednak przed śmiercią zdążyła przekląć cały ród. Od tamtej chwili duch Urliki nocami wychodzi ze studni, wchodzi do pomieszczenia, w którym znajduje się piec, za którym zamurowano dziecko. Zjawa kobiety tuli je do piersi, po czym wraca z powrotem na dno studni.

Na zamku pojawia się duch jeszcze jednej kobiety - Gertrudy. Jej historia sięga czasów wojen husyckich. Gertruda weszła w zatarg z bratem. Chcąc się na nim zemścić, sprowadziła na zamek husytów i wydała go w ich ręce, otrzymując za zdradę mieszek złota. Gdy zamek został odbity, zdrajczynię ścięto na placu zamkowym. Jej duch nie może zaznać spokoju i błąka się po warowni. Legenda mówi, że Biała Dama pojawia się o północy w setną rocznicę śmierci własnego brata, obok niej leżą złote monety, za które niegdyś go sprzedała. Zjawę widywano w latach 1531 i 1631. Pojawiała się w towarzystwie wielkiego psa, który bronił dostępu do swojej pani. Kilku śmiałków próbowało dobrać się do złotego skarbu, nikomu jednak się to nie udało.

Korzystałem z wydawnictwa "Legendy Karkonoszy i okolic" Urszuli i Aleksandra Wiącków.

Burzliwa historia zamku rabusiów

Początki Czochy sięgają XIII wieku. Zamek został wybudowany z inicjatywy króla czeskiego Wacława II. Często przechodził z rąk do rąk - był sprzedawany, przekazywany w posagu lub odbijany zbrojnie. W XIV wieku władał nim hrabiowski ród von Dohna trudniący się rozbojem, potem ród Renkerów zajmujący się podobną profesją. Henryk von Renker był postrachem okolicy, rabował, kogo się dało.

Gdy jego oddział wpadł w zasadzkę, 25 osób powieszono, a on sam musiał uciekać. Czochę, jako lenno, otrzymał Hartung von Klux, radca i kanclerz na dworze króla Czech. Mimo że był szanowanym dyplomatą, także trudnił się rozbojem.

Następnie zamek przeszedł w ręce rodziny von Nostitz. Pierwszy z rodu, Kaspar, był rycerzem najemnikiem. W czasie wojny trzynastoletniej wystawił 10-tysięczną armię, walczył u boku Krzyżaków przeciwko Polsce, m.in. w bitwie pod Chojnicami, organizował wyprawy wojenne na szlachtę śląską i łużycką. Za walkę z husytami papież Pius II nagrodził go bullą odczytaną we wszystkich kościołach diecezji wrocławskiej i miśnieńskiej. Każdy, kto podniósłby rękę na niego lub jego rodzinę, zagrożony był klątwą kościelną.

Jego potomkowie - Johan i Abraham - zmienili zamek z twierdzy w renesansową rezydencję. W XVIII wieku zamek kupił Johan Hartwig von Uchtritz, radca króla Augusta II Mocnego. Europa dochodziła wówczas do siebie po zniszczeniach wojny trzydziestoletniej, po której Czocha znalazła się na terytorium Saksonii. Był to czas względnego spokoju, ale nie dla tego majątku.

W nocy z 17 na 18 sierpnia 1793 roku od pozostawionej w pokoju świecy zajęła się komoda. Ogień zmienił zamek w ruinę. Odbudowa trwała pięć lat, ale nie przywróciła mu dawnej świetności. W rękach von Uchtritzów Czocha doczekała XX wieku. Ostatni z rodu, Bolko, wyprowadził się w 1909 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto