Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ginące zawody w Warszawie. Czy te profesje niedługo znikną?

Justyna Koszewska / Piotr Wróblewski
Ginące zawody w Warszawie. Czy te profesje niedługo znikną?
Ginące zawody w Warszawie. Czy te profesje niedługo znikną? Fot. Bartek Syta/Polskapresse
Ginące zawody w Warszawie. Czy w stolicy pracują jeszcze mistrzowie, który są zafascynowani swoją pracą? Okazuje się, że pracowni rzemieślniczych z długą tradycją jest coraz mniej. Jednak ostatnio zostają odkryte na nowo.

Zakład gorseciarski przy Grochowskiej działa nieprzerwanie od 1968 roku. Założyła go pani Maria Jakubowicz, a teraz rodzinną tradycję kultywuje jej córka Aldona Jankowska, z wykształcenia… bibliotekoznawca, która od zawsze towarzyszyła mamie. - Podczas okupacji niemieckiej potrzebna była panienka do przyszywania guziczków, do pasków, gorsetów. Tak zaczęła się historia naszego zakładu. Zawdzięczam wszystko mojej mamie - opowiada pani Aldona Jankowska. Niestety pani Aldona nie ma swojej następczyni - Nikt po mnie nie przejmie pracowni. Gorseciarki wymierają. Z tego co wiem są jeszcze gorseciarki w Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Toruniu. To zawód, który wymiera - dodaje.

Na uszycie jednego stanika pani Aldona potrzebuje potrzebuje nawet dwa dni. Każdy element jest przygotowywany ręcznie. Za taki stanik trzeba zapłacić od 150 do około 400 zł. Średnia cena to 250 zł. To zależy od materiałów, czasu potrzebnego na wykonanie oraz tego, czy jest na przykład zapinany z przodu czy z tyłu. Kolejka oczekujących jest bardzo długa. Na ręcznie wykonany stanik trzeba czekać kilka miesięcy. Co ważne, oferowana bielizna ma charakter prozdrowotny - odciąża kręgosłup, prostuje łopatki, dobrze trzyma biust.

Kolejnym zakładem wartym uwagi jest pracownia szewska Brunon przy Nowym Świecie 22. Od ponad 70 lat szyte są tam buty na miarę. Uszycie jednej pary butów trwa około trzech dni, a wszystkie prace wykonywane są ręcznie, według tradycyjnych technik. Mistrzowie szewscy dokładnie wybierają najlepsze fragmenty skóry i dbają o każdy szczegół - od skrupulatnie zszytych cholewek po idealnie wyrównane podeszwy.

Ginące zawody w Warszawie: Te profesje już niedługo znikną z naszego życia

- Kilkadziesiąt lat temu na ulicy Chmielnej i Nowym Świecie co krok można było znaleźć pracownie szewców, krawców i kuśnierzy. Teraz prawdziwe warsztaty rzemieślnicze w całej Warszawie można policzyć na palcach - mówi Jacek Kamiński, mistrz szewski, który od 35 lat zajmuje się szyciem obuwia. W 1994 roku przejął po wuju Brunonie Kamińskim pracownię szewską, w której powstały buty m.in. dla Jana Pawła II.

Czytaj także: Pracownia gorseciarska na Grochowie. "Ten zawód już umiera" - mówi pani Aldona Jankowska
Choć ceny ręcznie szytych butów wahają się od 1000 do 3000 zł, to mistrzowie szewcy nie mogą pochwalić się znacznymi dochodami. - Kiedyś przykładało się znacznie więcej wagi do jakości i wykonania butów. Teraz stawia się na produkcję masową, a klienci szukają z reguły jak najtańszych ofert - podsumowuje Jacek Kamiński i dodaje: - Nasz zawód zamiera, bo jest to trudna profesja, która wymaga kilku lat nauki, dodatkowo oczekiwania klientów znacznie się zwiększają. Ludziom wydaje się, że lepiej opłaca się coś wyrzucić i kupić nowe, niż próbować to naprawiać.

Ginące zawody w Warszawie: Gdzie znaleźć prawdziwych rzemieślników?

Mniejszy popyt na usługi rzemieślnicze, postęp techniczny i zastępowanie produkcji ręcznej przez tańszą produkcję mechaniczną nie sprzyjają rozwojowi rzemieślnictwa manualnego. Wszystkie te czynniki sprawiły, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat takie zawody jak szewc, kuśnierz, złotnik czy grawer znalazły się na liście zanikających profesji, a na mapie warszawskich pracowni coraz trudniej znaleźć doświadczonych rzemieślników z dyplomem mistrzowskim.

- Dziś do otwarcia pracowni zegarmistrzowskiej albo złotniczej nie potrzeba dyplomu, dlatego bardzo mało osób decyduje się na przystąpienie do egzaminów czeladniczych i mistrzowskich, choć mają one status egzaminów państwowych uznawanych na całym świecie. Teraz każdy może być „wymieniaczem” baterii w zegarkach czy fleków w obuwiu, ale nie każdy ma odpowiednią wiedzę, by zostać prawdziwym fachowcem - mówi Marek Drzażdżyński, zegarmistrz z 30-letnim doświadczeniem i starszy stołecznego Cechu, czyli stowarzyszenia rzemieślniczego skupiającego warszawskich mistrzów i czeladników reprezentujących ginące zawody.

Złotnicy, zegarmistrze, optycy, grawerzy i brązownicy - warszawski Cech skupia ponad 50 mistrzów i czeladników. Są to głównie rzemieślnicy prowadzący rodzinne pracownie z pokolenia na pokolenie. Dla warszawskich rzemieślników mała popularność ich profesji i brak chętnych do kontynuowania zawodu nie jest jedynym problemem. Ze względu na stale podwyższane czynsze w lokalach są oni zmuszani do zamknięcia pracowni działających od dziesięcioleci. - Niestety, urzędnicy podchodzą do sprawy wynajmu lokali bardzo komercyjnie. Rzemieślnicze pracownie przegrywają w konkurencji z sieciowymi kawiarniami czy bankami. Wielu z członków naszego cechu to już osoby wiekowe, dlatego często przedstawiciele cechu wspierają ich w negocjacjach z władzami dzielnicy i pomagają w objaśnieniu zawiłych spraw administracyjnych i księgowych -wyjaśnia Marek Drzażdżyński, starszy Cechu.

Ginące zawody w Warszawie: Podpatrzeć mistrza
Mimo licznych problemów pracownie rzemieślnicze nie świecą pustkami. Do pracowni zegarmistrzowskiej przy ul. Francuskiej 27 coraz częściej zaglądają nie tylko stali klienci, ale także młodzi ludzie, którzy doceniają urok tradycyjnych zegarków. - Czasami trafiają do mnie stuletnie pamiątki, odziedziczone po dziadkach albo pradziadkach, które dostają drugie życie. Takie zegarki wykonane są z zupełnie innych materiałów i dlatego potrafią przetrwać nawet dziesiątki lat i sprawiają, że ich posiadacz czuje się wyjątkowo - mówi zegarmistrz.

Medalion z inicjałami, pierwsze buty szyte na miarę, garnitur prosto z pracowni krawieckiej. Kiedyś takie prezenty w dniu osiemnastych urodzin czy przed ślubną uroczystością nie były niczym zaskakującym. - Warszawiacy powoli zaczynają wracać do tradycji i doceniają rodzinne pamiątki. Medalik czy pierścionek z wygrawerowanymi życzeniami ma zupełnie inną wartość, nawet jeśli kupiony jest w zwykłym sklepie, a nie u znanego jubilera - mówi Mariusz Michalak, mistrz grawerski, który od 1975 roku prowadzi pracownię grawerską przy ulicy Żurawiej 2.

Czytaj także: Gdzie zjeść śniadanie w Warszawie. Polecamy najlepsze śniadaniownie! [PRZEGLĄD]
Ginące zawody w Warszawie: Te profesje już niedługo znikną z naszego życia
Mistrzowie rzemiosła podkreślają, że bardzo mało osób dostrzega potencjał tej zanikającej gałęzi gospodarki. – Kilka lat temu odwiedził nas właściciel firmy sprzedającej urządzenia grawerskie z Francji. Kiedy pokazaliśmy mu nasze ręcznie wykonane monogramy i inne wyroby, był zaskoczony i stwierdził, że w całej Francji znalazłoby się może z pięć osób, które potrafią wykonać podobne prace. My wykonujemy je na co dzień – opowiada Mariusz Michalak.


Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto