Wszystko zaczęło się od kawiarni, która na wrocławskim Rynku powstała w 1993 roku. W związku z sąsiadującym sklepem z antykami, kawiarnia miała pełnić funkcję pewnego rodzaju zaplecza, czegoś w rodzaju dodatkowej ekspozycji, galerii. Miejsca, w którym oprócz podziwiania dzieł sztuki, będzie można wypić dobrą kawę i kupić to, co np. wisi na ścianie. - Ta kawa to był napój, z którego słynęliśmy od początku powstania tego miejsca - mówi pan Michał Horszowski, syn właścicieli restauracji, kawiarni i winiarni Pod Gryfami mieszczącej się w Rynku 2. - Dobrze palona, włoska, zresztą mój tata jest jej wielkim pasjonatem - dodaje.
Co trzeba zrobić, by mieć swoją filiżankę?
Pod Gryfami słynie już z tego, że wybrani goście mogą napić się ulubionego napoju w filiżance sygnowanej na spodku ich nazwiskiem. Nie trzeba być sławnym i bogatym, regułą nie jest też wykonywany zawód. Wystarczy wpisać się w klimat miejsca. - Tutaj liczy się osobowość - mówi Michał Horszowski. Procedura przyznawania filiżanki wygląda indywidualnie dla każdego. Zazwyczaj podchodzi się do takiej osoby z pytaniem: "Czy ma pani/pan tutaj swoją filiżankę?". Wszystkim ten pomysł się bardzo podoba. Obecnie jest około 200 takich indywidualnych filiżanek.
Za wystrój wnętrza odpowiada właścicielka - Grażyna Horszowska. - Lokal reprezentuje wnętrze mamy - mówi pan Michał. - Jest tu wszystko to, co sobą uosabia, miłość do sztuki, literatury, a to wszystko połączone z jej zamiłowaniem do antyku z nowoczesnym stylem życia.
Lokal jest prawdziwie rodzinnym miejscem. Prawie zawsze spotkamy tam właścicieli lub kogoś z rodziny. - Wkładamy w niego całe serce - mówi Horszowski.
Z uwagi na klimat, jaki panuje Pod Gryfami, lokal upodobali sobie głównie artyści. - Byliśmy świadkami powstawania i rozwoju teatrów, witały do nas gwiazdy dużego i małego ekranu, pracujące po obu stronach kamery - mówi pan Michał. Często też traktowali ten lokal jako biuro, miejsce spotkań.
Jak powstała restauracja?
Kawa, ciastka, naturalną koleją rzeczy było jednak otworzenie restauracji, która była wielkim marzeniem właścicieli Grażyny i Henryka Hor-szowskich. Brakowało tylko lokalizacji. Przypadkowy pożar w oficynie ujawnił dużą piwnicę, która idealnie nadawałaby się na rozszerzenie działalności. Trwało to latami. Okazało się m.in., że zalegający gruz w piwnicach ma ponad 1 m wysokości. W sumie wywieziono 1500 ton gruzu!
- Nasza kuchnia to miały być przede wszystkim polskie smaki - mówi pan Michał. Szybko okazało się, że podróżująca część rodziny przywozi nam nowe przepisy i pomysły na ciekawe dania. Zaczęło się więc łączenie smaków. Stąd w karcie np. zupa rybna z chilli i dodatkiem imbiru.
- Otwarcie restauracji pozwoliło nam też stworzyć własną cukiernię - mówi Horszowski. Kiedyś korzystaliśmy z usług m.in. cukierni Blikle, dziś mamy swoje ciasta, szarlotki, tiramisu, tort migdałowy, a już najbardziej jesteśmy dumni ze stworzonego przez nas sernika na bazie sosu malinowego.
Menu Pod Gryfami zmieniane jest co pół roku. - Lubimy zaskakiwać naszych gości - mówi pan Michał. Chociaż zdarzają się przypadki, że klient chciał danie, którego nie serwujemy od dwóch lat. Są jednak pozycje, które cieszą taką popularnością, że jeszcze nie zniknęły z karty dań.
echodnia Ksiądz Łukasz Zygmunt o Triduum Paschalnym
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?