Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Partyzancka akcja przeciw reklamom we Wrocławiu. Straż miejska bezsilna

Weronika Skupin
Czerwone kropki z logo ESK na plakatach reklamowych
Czerwone kropki z logo ESK na plakatach reklamowych Bartosz Józefiak
Tajemnicza grupa o nazwie "Dobro" niszczy reklamy we Wrocławiu. Na tablicach i bannerach maluje logo Europejskiej Stolicy Kultury. W ten sposób zniszczono około dwustu reklam m.in. przy ul. Kasprowicza, Grota-Roweckiego, Boya-Żeleńskiego, Zwycięskiej, Paderewskiego, Mickiewicza, Olszewskiego, Dembowskiego czy Bacciarellego. Biuro Europejskiej Stolicy Kultury zaprzecza, by miało jakikolwiek związek z nielegalną akcją. Straż miejska rozkłada ręce.

Zdjęcia ze swoich wyczynów grupa "Dobro" zamieszcza na Facebooku.
- "Dobro" jest kanałem opisującym i nakłaniającym do aktów poprawy estetyki miasta - piszą twórcy profilu na Facebooku. Estetykę miasta "poprawiają" jednak w nielegalny sposób. Choćby nie wiadomo jak szczytne intencje przyświecały grupie "Dobro", działają oni niezgodnie z prawem, niszcząc własność reklamodawców.

Mimo to, ani policja, ani straż miejska nie prowadzą żadnego postępowania w tej sprawie.

Pierwsze zdjęcia ze "znakowania" reklam pojawiły się na profilu grupy na początku maja. Kolejną akcję przeprowadzili pod koniec czerwca, pod osłoną nocy.

- Wrocław po raz drugi został zamarkowany. Być może tym razem władze Wrocławia i Europejskiej Stolicy Kultury dostrzegą bolący problem miasta. Z tego co naliczyliśmy zainfekowanych reklam (markowanych) jest blisko 200 - napisali na swoim profilu jego twórcy. Zbierają pozytywne komentarze: "super", "jeszcze wiele roboty przed wami".

Mniej podoba się to właścicielom reklam wiszących na płotach. Dorocie Grabowskiej z przedszkola Małe Gwiazdki przy ul. Cichej zniszczono banner. Powiesiła więc nowy. Ale i na nim pojawiły się czerwone kropki z logo ESK. - Nie wiem, kto mógł to zrobić. Nie zgłaszaliśmy nigdzie tego zniszczenia. Reklama wisi legalnie, płot należy do prywatnego właściciela posesji, któremu płacimy za umieszczenie planszy - mówi Dorota Grabowska.

Krzysztof Maj, szef artystyczny projektu ESK wie o oznakowanych bannerach i choć popiera pozbywanie się reklam z przestrzeni miejskiej, zapewnia, że pracownicy biura ESK nie mają nic wspólnego z nocnymi akcjami.

- Jednym z naszych działań jest sprzątanie miasta z nielegalnych reklam, ale do tego służy Wrocławski Park Kulturowy, legalny i zachęcający do tworzenia przyjaznej przestrzeni projekt. Logo pojawiające się na bannerach to niezwiązane z nami działania pewnej grupy nakierowanej podobnie jak my na estetykę, ale nie mającej z nami nic wspólnego - mówi Maj.

Takie znakowanie reklam może być uznane za akt wandalizmu i zniszczenie cudzej własności, jednak jak poinformowała policja, nie są prowadzone działania w tej sprawie. Bo żaden z poszkodowanych dotąd nie zgłosił sprawy policji.

Jak mówi Grzegorz Muchorowski z wrocławskiej straży miejskiej, do niego także nie dotarło żadne zgłoszenie o czerwonych kropkach. - W podobnych przypadkach, jeśli jesteśmy świadkami niszczenia mienia za pomocą graffiti czy nielegalnych napisów, dociekamy kto jest właścicielem ściany, czy danej reklamy i sprawę kierujemy na drogę sądową. Możemy ukarać sprawcę wykroczenia mandatem, jednak poszkodowany też może chcieć dociekać odszkodowania - tłumaczy Muchorowski.

Dodaje, że złapanie grupy "Dobro' nie jest wcale takie łatwe. - Jeśli jakiś akt wandalizmu ma cechy powtarzalności, jest on starannie zaplanowany. W przypadku takich akcji obstawiany jest duży teren, a wyznaczone osoby stoją na czatach patrząc, czy nikt nie idzie. Są dobrze zorganizowani - mówi Muchorowski.

W tym przypadku jednak można ustalić personalia wandali. Zakładając profil na Facebooku i wysyłając mejle zostawili ślad w internecie. Do twórców profilu i autora mejli można dotrzeć w kilka godzin.

- Straż miejska nie prowadzi tego typu działań. Takie grupy namierza i rozpracowuje policja, potrzebuje jednak do tego zgłoszenia pokrzywdzonego - wyjaśnia Muchorowski. Jak wiemy, nikt się ani do straży miejskiej ani do policji nie zgłosił w tej sprawie jako poszkodowany. - Nie można z automatu ścigać takich osób. Jeśli stawialiby takie znaczki na budynkach użyteczności publicznej, zabytkach, czy w przejściach podziemnych, łatwo ustalić wtedy właściciela, natomiast gdy oznakowane są takie reklamy, trzeba by dociekać, czy ich właściciele sobie tego życzą czy nie - dodaje Muchorowski. Choć brzmi to kuriozalnie, podaje przykład: - Pewnego razu interweniowaliśmy, gdy młodzi ludzie malowali graffiti na kiosku. Okazało się, że właściciel kiosku sobie tego życzył i miał na to nawet stosowną zgodę. Gdyby treści wymalowane na plakatach były obraźliwe, nawoływały do nienawiści itd., wtedy podchodzi to pod inny paragraf. Czerwona kropka to coś zupełnie innego - podsumowuje Muchorowski.

Czytaj więcej: Koniec reklam w centrum. Tylko czy miasto wyegzekwuje przepisy?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto