Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jazz nad Odrą – Rat Pack, czyli eksplozja energii i blasku ze świata gwiazd (ZOBACZ)

Małgorzata Matuszewska
Jazz nad Odrą – muzyczny spektakl Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami to strzał w dziesiątkę
Jazz nad Odrą – muzyczny spektakl Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami to strzał w dziesiątkę Jazz nad Odrą/Tomasz Hołod
Jazz nad Odrą pokazał niezwykłą przyjaźń trzech muzyków. W wersji scenicznej aktorzy perfekcyjnie zaśpiewali znakomicie przełożone na język polski swingowe standardy. Premiera „Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami ” to znakomity pomysł.

Jazz nad Odrą sięgnął po formę, która po prostu musiała się sprawdzić. Biuro Festiwalowe Wrocław 2016 razem z Teatrem Muzycznym Capitol wyprodukował muzyczny spektakl.
Oglądając Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami – i słuchając muzyki, bo o tym nie wolno zapomnieć - zanurzyliśmy się na chwilę w błyszczące złote lata swingu, połyskujące oczywiście wyczuwalnym blichtrem, ale piękne.
Trzej aktorzy – Błażej Wójcik jako Frank Sinatra, Konrad Imiela jako Sammy Davis Jr. I Maciej Maciejewski jako Dean Martin porwali publiczność.

Jazz nad Odrą – piski jak w najlepszych latach

Na premierowym spektaklu dziewczyny na widowni aż piszczały i chyba to oddaje najlepiej mistrzostwo wykonania przedstawienia. Perfekcyjne były aktorki, grające zespół Sisters: Alicja Kalinowska, Magdalena Wojnarowska i Marta Dzwonkowska. Cóż za klasa i wdzięk... brawo.
Na szczęście Konrad Imiela, także autor scenariusza i reżyser całości, choć poszedł na całość w odwzorowaniu tamtego świata – brawa za charakteryzację panów, do złudzenia przypominającą ówczesnych gwiazdorów – złapał też nutkę dystansu i ironii do całości przedstawienia. Śmieszne były parodie filmów, w których wystąpili: Humphrey Bogart, Gene Kelly i John Wayne. Zabawne było też spotkanie Franka Sinatry i Violetty Villas (w tej roli znów Alicja Kalinowska – brawo za wspaniałe przejście barwy głosu w zupełnie inne rejony). Czy spotkali się naprawdę? Nieważne, tu akurat ważna jest interpretacja historii, a nie podanie jej 1 do 1.
Interesującym i dającym oddech całości zabiegiem stały się też fragmenty filmów – projekcji multimedialnych - autorstwa Przemka Chojnackiego i Tomasza Dobiszewskiego. Oddały atmosferę tamtych lat.
Maciej Maciejewski jako Dean Martin jest niezapomniany, świetnie nasycił swojego bohatera alkoholowym dystansem do rzeczywistości, uśmiechem i luzackim podejściem.
Konrad Imiela był świetny jako czarnoskóry (mający więc oczywiste kłopoty) Sammy Davis Jr., a która kobieta nie poddałaby się wdziękowi uwodzącego Błażeja Wójcika, jako Sinatry?
Wart jest wspomnienia Marek Kocot, w roli konferansjera, ducha, prowadzącego widownię do współczesności. Dał radę, naprawdę, zwłaszcza, kiedy – chyba jednak niespodziewanie – na scenę upadł mikrofon, a Marek Kocot padł wraz z nim i wytłumaczył sytuację. To on zatrzymywał na wiele chwil akcję spektaklu, a aktorzy zastygali na dłuższą chwilę w zastanych momentach. Poradził sobie z konferansjerką i z milionem kabli plączących się po scenie.
Aktorzy znakomicie śpiewali – warsztaty śpiewu jazzowego poprowadziła dla nich Anna Serafińska, korepetytorką była Magdalena Śniadecka i dla pań także należą się słowa uznania. Bo aktorzy, codziennie parający się piosenką aktorską, niekoniecznie muszą znać się na jazzowej wokalistyce. Ale pięknie zabrzmiały: New York, New York, Everybody loves somebody, Fly me to the moon, Mambo Italiano – w polskich tłumaczeniach Rafała Dziwisza.
O tym, że Zbigniew Czwojda – dyrygent Big-bandu (a może Zbig-bandu, jak mówili po premierze artyści) ma niezwykłą klasę – nikogo z fanów Jazzu nad Odrą przekonywać nie trzeba. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że muzycy pod jego kierownictwem nie stali się wyłącznie tłem dla przedstawienia, nie grali – no, może nie do kotleta, ale nie grali też do reżyserskiej wizji. Otóż nie. Big-band był świetny, zaprezentował najwyższą klasę, a muzycy znakomicie wygrali solówki.

Nie mam pojęcia, kto wpadł na pomysł, żeby na 50. edycję Jazzu nad Odrą wystawić muzyczny spektakl, ale z pełnym szacunkiem uznaję ten pomysł za świetny. Bo publiczność festiwalowa bawiła się doskonale, a dla Teatru Muzycznego Capitol to bardzo dobra okazja. Jest gotowa muzyczna premiera i można ją przenieść na stałe do repertuaru. A to Capitol już zrobił. Pierwszy po premierze spektakl Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami, już dziś (6 kwietnia) o godz. 17 w Teatrze Muzycznym Capitol przy ul. Piłsudskiego 19.

ZOBACZ KONIECZNIE NASZ SERWIS SPECJALNY JAZZ NAD ODRĄ 2014

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto