Futurystyczna konstrukcja, skomputeryzowana reżyserka, blue box, drewniane "rusztowanie", po którym wchodzi się na górę i wielka, ruchoma kamera, która jeździ po specjalnych szynach. Tak teraz wygląda dawna wrocławska fabryka snów, w której kiedyś powstawały arcydzieła polskiej kinematografii jak “Popiół i diament” Andrzeja Wajdy.
Teraz mają w niej powstawać filmy i spoty reklamowe, a także przełomowe dla kina dzieła. To tutaj mają przyjeżdżać znani reżyserzy z Polski i świata. Może Spielberg lub Tarantino? Takie są plany i marzenia Rybczyńskiego, szefa artystycznego dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych przy ul. Wystawowej (dziś instytucja nazywa się Centrum Technologii Audiowizualnych) i Roberta Banasiaka, dyrektora CET-y.
- Jesteśmy ogólnopolską instytucją, z siedzibą we Wrocławiu. I jedyną tego typu w Polsce, oferującą takie rozwiązania technologiczne - mówił Banasiak podczas uroczystej prezentacji hali.
- Są efekty specjalne, nad którymi godzinami pracują tysiące osób, dlatego takie filmy jak “Avatar” Jamesa Camerona są tak drogie. Naszym zadaniem jest stworzenie takich efektów przy uniknięciu procesu postprodukcji, a co za tym idzie, zmniejszeniu kosztów - dodawał Rybczyński.
Czytaj też: a 34. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej gwiazd nie zabraknie (ZDJĘCIA)
Ale nowa hala, a właściwie fragment nowego studia, to zaledwie czubek góry lodowej. Budowa pochłonęła już 17 mln złotych (CET-a jest na razie dofinansowywana prawie wyłącznie z pieniędzy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego), a funduszy potrzeba o wiele więcej. - Jest jeszcze sporo do zrobienia, trzeba zbudować garderoby, wyremontować toalety - bo te, które są, pamiętają czasy Maxa Berga. Brakuje nam po prostu tzw. zaplecza - tłumaczył w poniedziałek Banasiak. - Na razie minister kultury Bogdan Zdrojewski obiecał nam 3 mln złotych rocznie. Tyle wystarczy na utrzymanie obiektu, ale dzięki temu, że CET-a jest instytucją kultury, będziemy się też ubiegać o pieniądze z Unii Europejskiej i wsparcie sponsorów - dodał.
W Centrum Technologii Audiowizualnych zespół Zbigniewa Rybczyńskiego (który składa się m.in. ze studentów i absolwentów współpracujących z instytucją uczelni: Politechniki Wrocławskiej i Akademii Sztuk Pięknych) ma nie tylko kręcić filmy, także uczyć młodych adeptów sztuki filmowej. Planuje np. współpracę z wrocławskim ATM-em, jedną z największych w kraju firm, która produkuje filmy i seriale telewizyjne.
Na razie jednak Rybczyński pokazał, zgromadzonym w hali dziennikarzom, urzędnikom i filmowcom, jak w kilka minut wygenerować efekty specjalne bez zbędnej postprodukcji. Do udziału w kilkuminutowym dziele zaprosił,obecnego na sali ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Najpierw kazał mu się przejść po blue boksie, a za chwilę, wręczył Zdrojewskiemu DVD ze sceną, w której minister przechadza się po pustyni w towarzystwie m.in. malarza Lecha Twardowskiego, samego Rybczyńskiego i prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?