Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Frankenstein" w Teatrze Muzycznym Capitol: świeżość po latach

Małgorzata Matuszewska
Bardzo dobrze zagrane przedstawienie, warte obejrzenia...
Bardzo dobrze zagrane przedstawienie, warte obejrzenia... Tomasz Hołod
Aż sześć i pół roku dzieli premierę „Frankensteina” Teatru Muzycznego Capitol od jej wznowienia. Ależ dojrzała całość, by stać się doskonałą!

Kolejny raz przekonałam się, jak wielki wpływ na samopoczucie teatromana ma jakość obejrzanego spektaklu. Od czwartku, wieczoru tej wznowieniowej premiery, mam wciąż dobry humor i nie mogę przestać z podziwem myśleć o zespole Teatru Muzycznego Capitol.
„Frankenstein” to nie tyle premiera, co właśnie bardzo głębokie wznowienie prawie siedem lat po premierze. Po raz pierwszy przedstawienie było pokazywane w Regionalnym Centrum Turystyki Biznesowej koło Hali Ludowej, bo Capitol był wówczas modernizowany.
Teraz znalazło swoje miejsce na rodzimej scenie, a twórcy mogli skorzystać z „zabawek”, których pełno w Capitolu. Można było uruchomić zapadnie, a w orkiestronie zagościli grający na żywo (i znakomicie) muzycy pod dyrekcją Piotra Dziubka, autora muzyki do przedstawienia. „Frankenstein” okrzepł, dojrzał i oglądanie go jest rozrywką fascynującą, rozsądną i skłaniającą do refleksji.

To kapitalna opowieść

Na podstawie starej, bo z 1818 roku powieści Mary Shelley scenariusz napisał Wojciech Kościelniak. Wyreżyserował całość ze swadą i, dobrze znając jego twórczość, po raz kolejny twierdzę, że jest twórcą wybitnym. W odświeżonej realizacji przydał „Frankensteinowi” nowych smaczków, zauważając problemy nękające współczesny świat. To obcość, inność i brak tolerancji. Wystarczyło trochę podkręcić scenę, w której Wiktor Frankenstein (Mariusz Kiljan) zjawia się na zajęciach uczelni, a za nim wkracza Henryk Clerval (Mikołaj Woubishet)...
Wojciech Kościelniak i jego aktorzy opowiadają o tym, jak pasja może wygrać z dążeniem do bycia człowiekiem, jak ambicje zbijają w nas dobro. I o tym, że chcąc osiągnąć coś niezwykłego, sięgając po niestereotypowe środki, możemy przegrać życie. I o tym, że nie warto być zaborczą mamusią, jak Matka Wiktora (Justyna Szafran). I o... idźcie Państwo sami i sami odkryjcie, o czym to właściwie jest. I jakie to wszystko jest śmieszne! Bo trzeba dać się porwać zabawiającym nas twórcom, którzy robią wszystko dla obudzenia czarnego humoru, by w sekundę zostawić nas na prostej drodze ku poważnej refleksji.

Scena pełna perfekcjonistów

Ruch sceniczny, taniec są świetne. Niemniej doskonale wybrzmiały songi Rafała Dziwisza z muzyką Piotra Dziubka. Wyjątkowo szanuję perfekcyjne aktorstwo. Nie ma tu nieudanych ról. Aktorzy chyba dojrzeli przez lata, a Artur Caturian, którego przed laty w ogóle nie było w Capitolu, zagrał teraz Księdza i włoskiego śpiewaka. Obu super.
Cudowna jest Helena Sujecka jako Elżbieta Schneider, fantastyczny Andrzej Gałła – Profesor Albert Waldmann. Bartosz Picher jako garbaty Igor po prostu świetny. Doskonała jest Ewa Szlempo w roli Agaty. Przeraża, ale też budzi współczucie Cezary Studniak jako Woźny Marcus Grossman, wielkie i bezbronne Monstrum. Mariusz Kiljan jest na scenie bardzo intensywnie przez prawie całe trzygodzinne przedstawienie. Śpiewa, gra i porywa publiczność. I udowadnia, że jest aktorem wybitnym. Chapeau bas przed jego kunsztem. Kunsztem jego i Justyny Szafran, grającej Matkę Wiktora. Wart Capitol „Frankensteina”.
Teatr Muzyczny Capitol, „Frankenstein”, scenariusz i reżyseria: Wojciech Kościelniak, scenografia: Damian Styrna, kostiumy: Katarzyna Paciorek, choreografia: Beata Owczarek i Janusz Skubaczkowski. Pokaz wznowieniowy 15 lutego 2018.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Frankenstein" w Teatrze Muzycznym Capitol: świeżość po latach - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto