Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

FPFF W Gdyni: "Joanna", "Wenecja", "Made in Poland" i ...ryzykowny film Macieja Ślesickiego

Jarosław Zalesiński
"Trzy minuty 21.37" - pierwszy film na festiwalu, o który można i warto  się spierać
"Trzy minuty 21.37" - pierwszy film na festiwalu, o który można i warto się spierać fot. materiały prasowe fpff
Rok temu mecz młodzi kontra starzy wygrali na gdyńskim festiwalu ci pierwsi. Rewanż zostanie zapewne rozegrany w tym roku. Wczoraj na boisko wyszli weterani, jak sam o sobie uszczypliwie mówił Maciej Ślesicki. Jan Jakub Kolski pokazał "Wenecję", Feliks Falk "Joannę", Przemysław Wojcieszek "Made in Poland", a Maciej Ślesicki "Trzy minuty. 21.37".

Najodważniejszy w tym teamie okazał się Ślesicki. Jego film to trzy osobne nowele, połączone bohaterami, a przede wszystkim czasem - rozgrywają się w ostatnich godzinach życia Jana Pawła II. Z głośników radiowych płyną stale komunikaty najpierw o stanie zdrowia Papieża, a potem o jego śmierci, ale ludzie, wbrew wypieszczonemu przez nas mitowi o narodowym oczyszczeniu i zgodzie, robią sobie najgorsze świństwa. - Pomysł na ten film przyszedł mi do głowy w tamtym czasie - opowiadał na konferencji prasowej reżyser. - Zastanowiło mnie wtedy, czy ktoś by mi pomógł, gdybym na przykład rozbił sobie głowę.

Ślesicki zrobił najbardziej ryzykowny film w swojej karierze. Nie dlatego, że szarga świętości. Problem "Trzech minut" polega na tym, że balansuje na granicy dobrego smaku. Przeskok z pierwszego filmu, parodii słodkiej romantycznej komedyjki, do drugiej noweli, w której Bogusław Linda, po ciosie bejsbolem w głowę zamieniony w przysłowiowe warzywo, ubliża Panu Bogu za to, że wyciął mu podobny numer, jest trudny do strawienia. W trzeciej noweli niby wszystko dobrze się kończy, ale dziwny smak w ustach pozostaje. Niemniej "Trzy minuty" to pierwszy film na tegorocznym festiwalu, o który można i warto się spierać.

"Wenecja" Jana Jakuba Kolskiego nie ma na to wielkich widoków. To piękny film, z niesamowitą sekwencją wojennej jatki, ale to w wielkim stopniu zasługa pracy operatora Arthura Reinharda. Scenariusz, oparty na prozie Włodzimierza Odojewskiego, grzeszy literackością. W latach wojny w piwnicy dworku, gdzie schroniła się pewna rodzina, dzieci budują imitację Wenecji, symbolu tęsknot za światem wolnym od zła. Jan Jakub Kolski chciał chyba w tym filmie być Viscontim i Wajdą zarazem. Zamiast tego po raz kolejny wpadł w pułapkę estetyzmu.

"Joanna" Feliksa Falka to z kolei bardzo rzetelne, tradycyjne kino. W los głównej bohaterki, tytułowej Joanny, ukrywającej w czasie wojny żydowskie dziecko, reżyser wpisał paradoks: pomaga jej dobry Niemiec, a szmacą akowscy gorliwcy. "Made in Poland" Wojcieszka pokazuje Polskę współczesną, Radia Maryja, osiedlowych gangsterów i blokersów, nadal wielbiącą Krzysztofa Krawczyka i Władysława Broniewskiego. Rewolucja moralna jest jej tak samo potrzebna, jak w sztuce teatralnej Wojcieszka o tym samym tytule z 2004 roku. I jeszcze bardziej niemożliwa.
Relacje z festiwalu codziennie na antenie Radia Gdańsk o godz. 17.05

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: FPFF W Gdyni: "Joanna", "Wenecja", "Made in Poland" i ...ryzykowny film Macieja Ślesickiego - Gdynia Nasze Miasto

Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto