Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dawid Ogrodnik: Trzeba umieć powiedzieć stop [Rozmowa MM]

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
27-letni aktor zdobył ostatnio nagrodę na Festiwalu Aktorstwa ...
27-letni aktor zdobył ostatnio nagrodę na Festiwalu Aktorstwa ... mat. prasowe
27-letni aktor zdobył ostatnio nagrodę na Festiwalu Aktorstwa Filmowego we Wrocławiu za rolę niepełnosprawnego chłopaka w "Chce się żyć".

Zobacz też: Festiwal Aktorstwa Filmowego 2013. Ogrodnik i Topa ze Szczeniakami [zdjęcia]

Dawid Ogrodnik pochodzi z Wągrowca, szkołę aktorską skończył w Krakowie. Ma swoim koncie ma już trzy ważne role filmowe. Zagrał m.in. Rahima w "Jesteś bogiem" (reż. Leszek Dawid), Mateusza w "Chce się żyć" (reż. Maciej Pieprzyca) i chłopaka w "Idzie" (reż. Paweł Pawlikowski). Każdy z tych filmów zebrał pozytywne recenzje, chwalone były też role Ogrodnika. Rozmawialiśmy z nim o wyrzeczeniach, wodzie sodowej i skokach ze spadochronem.

Filmy "Jesteś bogiem", "Ida" i "Chce się żyć" zbierają pozytywne recenzje. To na pewno cieszy, ale czy tempo nie jest zbyt duże?

- Tempo nie zależy ode mnie. To żyje swoim życiem. Ale przecież po to się robi filmy, żeby zobaczyło je jak najwięcej osób. Cieszę się, że to są dobre filmy. A tempo? Cóż, trzeba się dostosować do zmian.

Łatwo ci to przychodzi?

- Nie jest to łatwe, bo to wszystko jest dla mnie nowe.

Co się zmieniło?

- Mam zdecydowanie mniej czasu dla siebie. Chciałbym móc poświęcić się też swoim pasjom, także tym pozafilmowym, a czasem czuję, że zaczynam się rozdrabniać. Zrozumiałem, że w tej nowej dla mnie rzeczywistości bardzo ważne jest to, by umieć w odpowiednim momencie powiedzieć sobie STOP.

Nie uderzyła ci jeszcze woda sodowa do głowy?

- Myślę, że dopiero z jakiejś perspektywy czasu można to ocenić. Nawet jeżeli by tak było, choć nie sądzę, to cóż, takie jest życie. Czasami fantastyczne, a czasem rozczarowujące. Amplituda doznań jest niesamowita. Teraz wszystko się dzieje bardzo szybko, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze tak będzie. Może się zdarzyć sytuacja odwrotna, kiedy przestanę dostawać ciekawe propozycje, a czas stanie w miejscu. Ale mam nadzieję, że skoro jestem tego świadomy, to będzie to mniej bolesne. Zresztą aktor nie żyje tylko sztuką. Jeśli jest rodzina, marzenia, pasje, podróże, to życie naprawdę może być fantastyczne.

Jak to się stało, że postanowiłeś zostać aktorem?

- W ostatniej klasie liceum moja nauczycielka, Anna Szamańska, robiła teatr w szkole. Nie pamiętam nawet, z jakich powodów się tam znalazłem. Ale to dzięki niej zrozumiałem, że jest to doskonała forma połączenia muzyki i słowa. Aktorstwo jest moim zdaniem najpełniejszą formą sztuki i to mnie przekonało. Ale początkowo nie myślałem o tym poważnie, raczej uparłem się, że będzie to forma zastępcza dla muzyki.

Przy pracy nad rolą jesteś zaangażowany, dajesz z siebie 200 procent. Czasem niesie to za sobą pewne koszty. W trakcie pracy nad rolą Mateusza rozstałeś się z dziewczyną. Czy dzisiaj nie żałujesz aż takiego zaangażowania?

- Niczego nie żałuję. Mam taką filozofię, że w życiu dzieje się to, co ma się dziać. Każdy ma coś zapisane. Niektórzy rozmyślają o tym, dlaczego im się coś nie udaje, ja wolę poświęcać czas na to, by się udało.

Ale rola Mateusza nie jest rolą łatwą. Czego od ciebie wymagała?

- Przyglądałem się osobom niepełnosprawnym, musiałem więc dokładnie zbadać teren, po jakim się poruszam. I nie wystarczyłyby tylko obserwacje Przemka z ośrodka w Międzylesiu, który był pierwowzorem postaci Mateusza. Spotkałem się też z Szymkiem Niewiarowskim, który ma porażenie mózgowe czy pantomimistą Bartkiem Ostapczukiem. Od strony medycznej do tej roli przygotowywał mnie Darek Brzeziński, który pilnował, żebym się po drodze nie rozleciał.

Do roli w "Chce się żyć" schudłeś 10 kg.

- Nie przykładałbym do tego aż tak wielkiej roli. Tomek Schuchardt, który zagrał Fokusa w „Jesteś bogiem”, też się odchudzał. Wyrzeczenia to jedna ze składowych tego zawodu. Trzeba sobie narzucić coś, co nie jest schematem naszego postępowania. To trudne, przyznaję, ale da się zrobić.

A jest coś, czego nie potrafiłbyś sobie odmówić, nawet dla roli?

- Chyba palenia papierosów. To byłoby bardzo trudne. Ale chciałbym stanąć przed takim wyzwaniem, bo chętnie rzuciłbym palenie. Na razie nie potrafię.

Czy w czasie przygotowań do „Chce się żyć” miałeś taki moment, kiedy wydawało ci się, że to wszystko cię przerasta?

- Przygotowania trwały bardzo długo. Do pierwszych zdjęć były dwa miesiące. Najpierw wydawało mi się, że to za mało, ale okazało się w sam raz. Kolejne cztery miesiące były dla mnie skomplikowane. Poznałem wprawdzie aktorkę Dorotę Kolak, pracowałem z Kamilem Tkaczem. To potrzebne, ale jednak moment, kiedy zdjęcia zostały przełożone, był dla mnie wyjątkowo trudny. Jeżeli wiesz, że w piątek będzie mecz reprezentacji Polski z Anglią, to on ma się odbyć w piątek. Kupujesz bilet, a tu się okazuje, że ktoś nie zamknął dachu. I musisz wracać kilkadziesiąt kilometrów do domu, przecież nikt ci nie zwróci twojego czasu. I tu właśnie tak było. Za drugim razem powiedziałem, że trzeciego przełożenia zdjęć już nie przeżyję.

Po zakończeniu pracy nad rolą Mateusza na pewno potrzebowałeś dystansu.

- Dziesięć dni po zakończeniu zdjęć zacząłem próby w teatrze, to pozwoliło mi się zdystansować, mimo że w Teatrze Rozmaitości w „Nietoperzu” też gram niepełnosprawnego chłopaka. Oczywiście, to zupełnie inna postać, do tego mój bohater jest mistrzem origami. A potem szybko pojawiła się „Ida” Pawła Pawlikowskiego. To była taka ucieczka w czasy mojego liceum muzycznego, gdzie też grałem, tyle że na klarnecie. U Pawlikowskiego dostałem saksofon, mogłem ćwiczyć Coltrane’a, to było bardzo przyjemne. Ponadto Paweł jest doskonałym reżyserem. W ciekawy sposób opowiedział historię, która jest dość skomplikowana, a to jest właśnie sztuka.

Nie wydaje ci się, że problem niepełnosprawności jest marginalizowany w polskim kinie?

- Rzeczywiście tak jest. Ale dobrze, że niektórzy wciąż mają odwagę, by podejmować taką tematykę. Niestety, w Polsce niepełnosprawni są zamknięci w ośrodkach i nawet jeżeli organizowane są jakieś festyny, to zawsze dzieje się to na uboczu. To kwestia do poważnej dyskusji politycznej. Już od kilku lat w Sejmie leży ustawa o pomocy finansowej osobom niepełnosprawnym i nikt nie raczył się tym problemem zainteresować, a sytuacja jest dramatyczna.

Co dalej? Jakieś marzenia, pozafilmowe **plany?

- Chciałbym wrócić trochę do grania na klarnecie. Stawiam przed sobą też inne wyzwania. Chcę zrobić kurs spadochronowy. Skoczyłem niedawno z samolotu, ale w tandemie i chyba ciekawie byłoby to zrobić samemu. Może na wiosnę, bo teraz jest już chyba za zimno. To, co jest tu i teraz, w stu procentach mnie satysfakcjonuje.

rozmawiała
Kinga Czernichowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto